Znalazłem ją wczoraj wieczorem. Wiosna w głowie, a ona śpiewa o lutym. W sercu robi się zimno i przyjemnie. Lubię zimno, lubię wiatr, lubię deszcz. Nie wiem dlaczego zawsze trafiam na takie oszczędne kawałki. Fortepian, ledwie zarysowana perkusja, to uczucie wszechogarniającego chłodu, potęgowane kolorystycznie ubogim teledyskiem. Melancholia, tęsknota, ale i coś głęboko niepokojącego w kompozycji tych dwóch ciał. Jej, jako współczesnej Marii Magdaleny z naszyjnikiem, na którym brakuje krzyża. I jego, jako Jezusa umierającego w jej ramionach.
Låpsley pochodzi z Liverpoolu i pisze piosenki od kiedy miała dwanaście lat. Jej muzyczne eksperymenty kulminują się w minimalistycznym brzmieniu, zabiegu zamierzonym, gdyż jak sama twierdzi w muzyce lubi operować ciszą, zamiast budować ścianę dźwięków. Te rozebrane, obnażone brzmienia wzbogacone są tylko o drugi wokal, przetworzony w technice pitch shift głos samej wokalistki. Jest w jej piosence coś bardzo skandynawskiego. Zamykam oczy i widzę fiordy. A Wy co widzicie?
Fajny ma ten głos, kołysze mnie i faktycznie jest zimno.. tylko że ja nie lubię zimy 😦 ale podoba mi się ten utwór.
Tylko, że nie mogę patrzeć na tego faceta z teledysku, jakoś mnie tak.. napisałabym dlaczego, ale to się nie nadaje do publikacji, bo jednak może to ktoś obcy przeczytać :):)
Buźka 🙂
LikeLike
Yhy, właśnie dlatego napisałem, że jest w tym teledysku coś niepokojącego, bo mnie też ta inscenizacja trochę wytrąca z równowagi. Ale jednocześnie coś innego, nie wiem co, sprawia, że wysłuchałem tej piosenki dzisiaj co najmniej dwadzieścia razy 🙂
LikeLike
no “oszczędne” kawałki nigdy nie rónoważą się z czymś bez wyrazu. Według mnie piosenka jest ciekawa, spokojna co prawda. W sam raz na uspokojenie 😀
Pozdrawiam serdecznie
-D.
http://themusicwonderland.blogspot.com
http://muzoland.blog.pl/
http://krtek-on-vacation.blogspot.com
LikeLike
Fajna nuta. Nawet nie wiedziałem, że wcześniej słuchałem tej wokalistki. Rok temu zapętlałem w nieskończoność ,,Live of Eve”.
LikeLike