Koment: Nowy rok zdaje się kontynuować dobrą passę, wypuszczając coraz więcej ciekawych nowości. Oprócz trzech poniższych, z zainteresowaniem przysłuchałem się nowej piosence Rosalii. W podekscytowaniu włączyłem nawet na chwilę nowy album Avy Max, nie żeby mnie powalił, ale dwa utwory zaznaczyłem sobie na później. Ze zdumieniem odtworzyłem też nowość od P!nk, bo nie do końca rozumiem kierunek, który obrała na tym etapie swojej kariery. Nową Cher raczej nie będzie, pobujać się co prawda można, tylko po co.
Sam Smith „No God”
Recenzje nowej płyty Sama Smitha są raczej powściągliwe i dosyć rozbieżne. Jego/jej „Gloria” to co prawda potrzebny głos osoby niebinarnej, mentalnie wreszcie wyzwolonej z binarnych ograniczeń. Nie jest to jednak muzyczne objawienie, a raczej porządny album, ozdobiony sporą ilością campu, z którego bije, odnoszę takie wrażenie, przede wszystkim uczucie ulgi. Kilka ciekawych momentów, łącznie z poniższym, świetnie nawiązującym do R&B „No God”, wywołuje też we mnie uczucie pewnego smutku. Smutku, że podobnego albumu nie zdążył nagrać inny, niestety przedwcześnie zmarły artysta. George Michael.
Låpsley „Levitate”
Trzecia płyta tej nietuzinkowej brytyjskiej wokalistki, „Cautionary Tales of Youth”, to kolejna elektroniczna wycieczka w jej intymny, emocjonalny świat. Co prawda brzmieniowo Låpsley trochę się powtarza, ale największą ozdobą i tak jest jej charakterystyczny wokal, delikatny, chwilami zanurzony w smutku i bólu. Na najlepszy moment tej płyty trzeba też trochę poczekać, bo „Levitate” znajduje się dopiero na ósmej pozycji. Warto jednak odnaleźć się w tym introspektywnym nastroju, pełnym tęsknoty za niedoścignionym ideałem miłości. Takie „sadness on a dancefloor”, inteligentnie zagrana melancholia.
Jack Garrat „No Good Without You”
Odnoszę wrażenie, że wraz z pewną zmianą muzycznego stylu, Jack Garrat chciałby wypełnić niszę, która pozostała po rozpadzie Daft Punk. Jego „No Good Without You” brzmi trochę tak, jakby mogło się znaleźć gdzieś w odrzutach z „Discovery”. Świetny beat, taneczna melodia, wciągający klimat. Wszystko okej, siedzę, słucham i lekko przytupuję, ale z drugiej strony od Jacka chciałoby się czegoś więcej. Daft Punk to co prawda genialny wzorzec do naśladowania, ale czy dobry pomysł na dłuższą metę? Nie jestem pewien. Póki co, bawmy się jednak dobrze.
Photo: Jakob Owens / unsplash
😀 Nie wiem czy sam dam radę w męczeniu przez tyle lat jeszcze.
Na razie nie mamy mieszkania zbliżonego do naszego wymarzonego. Było blisko, jednak brak windy to było coś na minus. Samo mieszkanie bardzo na tak było. 🙂
Pozdrawiam!
LikeLiked by 1 person
Mój ulubiony widok w nagłówku. 😀
“No God” mnie urzekło. i to chyba pierwsza piosenka Sama, której się to udało. Gdzieś tam w tle “No Good Without You” słyszę trochę “Nobody Knows Me” Madonny, ale może to tylko złudzenia spowodowane zbyt dużą ilością Madonny ostatnio. 😉
U mnie nowy wpis, zapraszam i pozdrawiam.
LikeLiked by 1 person
A wiesz, że mam dokładnie tak samo? “No God” od pierwszego przesłuchania jest moim ulubionym utworem Sama. Brzmi świetnie, a te wszystkie, tak inteligentnie wplecione nawiązania do, odległego już dzisiaj R&B, wywołują we mnie gwałtowne emocje 🙂 Jest wiele piosenek Sama, które mi się ‘po prostu podobają’, ale “No God” to jest wreszcie to. Aż z tego wszystkiego cofnąłem się do początku dyskografii i zacząłem sobie powoli odświeżać 🙂
LikeLike