Płyta roku to dla mnie kategoria bez gatunkowa, ale za to mieszcząca w sobie mieszankę muzycznych emocji oraz nie muzycznych wrażeń wywoływanych przez pozostałe zmysły. Do takiej płyty chce się wracać, odkrywać i zgłębiać poszczególne piosenki, wywracać do góry nogami kolejność utworów, zatracać się w emocjach, które wywołują. Odkrycie takiej płyty to dla mnie coraz większe wyzwanie. W tym roku trafiła mi się tylko jedna.
Lethe to rzeka płynąca przez mityczny Hades. Dusze zmarłych piją z niej wodę, żeby zapomnieć o swoich życiach i zatracić się w nieświadomości. Lethe to także nazwa rzeki, która płynie przez Alaskę. Intrygujące? Jak na początek, całkiem całkiem.
Czwarta płyta duetu Beacon, „Along the Lethe”, w pewnej kontrze do tego naładowanego znaczeniami tytułu, to także historia o tym, jak o przeszłości nie zapomnieć. To elektroniczne wydawnictwo przepełnione jest atmosferycznymi brzmieniami, które sprawiają, że sama elektronika niejako schodzi na dalszy plan. I tak jak tytuł, aranżacje stają się w pewnym sensie symboliczne.
Dziesięć piosenek w wersji podstawowej buduje nastrój, który mieści w sobie olbrzymią muzyczną przestrzeń. Trochę jak w rozległej jaskini gdzieś w meandrach hadesowego labiryntu. Najbardziej podoba mi się tutaj użycie najróżniejszych szumów (white noise) jako pełnoprawnych instrumentów. Tak jak w utworze „Oranges”, gdzie budują one coraz intensywniejsze emocje wokół refrenu.
Takich smaczków jest jednak więcej. W pamięci zostaje również „taneczne” „I’m the Answer”, pozornie stonowane, vocoderowe „Show Me How” oraz, chyba najbardziej „popularne” „Harm”.
„Along the Lethe” to dla mnie płyta-zagadka. Album, który, po jego zakończeniu, pozostawia słuchacza z milionem pytań i motywacją, aby znaleźć odpowiedź na chociaż jedno z nich. Całość płynie niezauważalnie, jak tytułowa rzeka, rozlewając się w meandrach atmosferycznych brzmień i wywołując coraz rzadsze pragnienie. Aby momentalnie odtworzyć ten album z powrotem, wrócić do tego świata, w którym pozornie nic nie jest jasne i pozwolić dźwiękom rozbić świadomość na czynniki pierwsze. Tak, właśnie w ten sposób oddziałuje na mnie moja Płyta Roku.
Photo: okładka płyty / materiały prasowe
Chyba nie mam tytułu, który można by tak nazwać w tym roku. Raczej szukałem nowych dźwięków po omacku i bez patrzenia na całe płyty (single, pojedyncze utwory). Jakieś rzeczy na pewno mi się spodobały bardziej, inne mniej, jednak już nie odtworzę tego jeśli o tytuły chodzi. 🙂 Poza tym tradycyjnie wracałem do tego co znam w w muzycznym świecie.
🙂 Dużo zdrowia, pomyślności, pomysłów na bloga/muzykę własną, radości z tym związanych i na co dzień oraz spełnienia marzeń w Nowym Roku.
Pozdrawiam!
LikeLiked by 1 person
Niestety nie kojarzę, ale “Oranges” brzmi super. Rzadko wracam w nowym roku do wydawnictw z poprzedniego, ale może dla Beacon znajdę czas. 🙂
U mnie nowy wpis, zapraszam i pozdrawiam. Także życzę samych dobrych muzycznych wrażeń w 2023. 🙂
LikeLiked by 1 person
Okładka płyty baaardzo mi się podoba!
Zawartości natomiast nie znam, ale na pierwszy rzut ucha 😉 kawałki wydają się interesujące, zapiszę sobie na później.
Zapraszam do mnie na nowy wpis 🙂 I życzę wszystkiego dobrego w nowym roku!
LikeLiked by 1 person