Tegoroczne, sześćdziesiąte czwarte urodziny Madonny poprzedziło wydanie paru dziwacznych remiksów „Frozen” i „Material Girl” oraz, chwilę później, zremasterowanej składanki 50-ciu numerów jeden ikony popu. Zarówno remiksy jak i składanka wywołały u mnie pewną konsternację, bo raczej nie spodziewałem się doczekania momentu, kiedy Madonna sama z siebie zacznie odcinać kupony od własnej sławy. Oczywiście, posiadanie na koncie 50-ciu numerów jeden to doskonały powód do odcinania wszystkiego i czegokolwiek, i Madonna ma do tego pełne prawo, ale… no właśnie. Czy akurat na to czekaliśmy?
Dlatego, kiedy zupełnym przypadkiem odkryłem zeszłoroczną kompilację madonnowych coverów pod tytułem „Italians Do It Better” włączyła mi się niemała ekscytacja. Dwadzieścia piosenek i dziewiętnastu wykonawców z dziesięciu krajów, mnóstwo pomysłów i prawie półtorej godziny mrocznej, elektronicznej muzyki. Wszystko tu pulsuje od syntezatorów, a całość jest bardzo nieoczywistym zestawem większych i mniejszych hitów oraz nie singlowych propozycji, gdzie obok „Papa Don’t Preach” pojawiają się „Gang Bang”, czy „I’m Addicted” z „MDNA”.
Uwagę przykuwają wersje takich utworów jak zrobotyzowane „Frozen”, synthpopowe „Beautiful Stranger”, czy brudne, elektro-rockowe „Hung Up”, które nawet bez sampla z ABBY okazuje się świetnym, energicznym kawałkiem. Chwilami odnosi się wręcz wrażenie, że Madonna powinna na spokojnie przewietrzyć swój umysł, ograniczyć liczbę plastycznych operacji i skupić na muzyce, bo sporo mogłaby z tej składanki wynieść dla siebie. Oczywiście, o ile kiedykolwiek ją słyszała.
Półtorej godziny muzyki to co prawda, na dzisiejsze standardy, trochę zbyt wiele i niektóre piosenki spokojnie można by pominąć, szczególnie te zbyt bliskie oryginałów. Jednak wspomniane perełki zdecydowanie to wynagradzają, bo całościowo jest tu naprawdę sporo pomysłów. Oraz jeden problem. Za każdym razem, kiedy kończę słuchać „Italians Do It Better”, zastanawiam się czy taka, przełamująca granice Madonna w ogóle jeszcze istnieje. I ze smutkiem dochodzę do wniosku, że chyba nie bardzo.
Photo: Jonathan Bean / unsplash
Pomysł na krążek bardzo fajny i na pewno po niego sięgnę. Tym bardziej, że 1) przewijają się tu mniej znane kawałki Madonny takie jak gang bang czy Borderline 2) włoska muzyka kojarzyła mi się dotychczas z dość kiczowatym italo disco plus ewentualnie albumem Ti Amo grupy Phoenix.
Nowy wpis na the-rockferry.pl
LikeLiked by 1 person
Fakt, w tym gatunku muzycznym czasem są skrajności duże, od króciutkiego strzału koło minuty, po długaśne utwory. 🙂
Na blogu mam trochę recenzji płyt z innych krain muzycznych, nie pamiętam tylko czy dawałem przy nich etykietę recenzja czy coś w tym guście. Ale w przyszłości może zamieszczę coś z innego gatunku.
Pozdrawiam!
LikeLiked by 1 person