Muzyka

[Muzyka] Best of 2020

Rok mija, rok dziwaczny, posklejany z dziwnych wydarzeń i jeszcze dziwniejszych wspomnień. Taki rok, którego niekoniecznie chce się podsumowywać. A jednak, kiedy tak się rozejrzeć, to muzycznie może i nie było obficie, mainstreamowo chwilami bywało wręcz miernie, ale niektóre wydawnictwa nie mogą mi wyjść z pamięci. W tegorocznym podsumowaniu znalazło się pięć form dłuższych i kilkadziesiąt piosenek. Z piosenkami było wyraźnie łatwiej, ale z góry zaznaczam, że nie są poukładane według specjalnego klucza, chociaż zestawienie otwiera Celeste, a wszyscy znamy moją słabość do Celeste. Z kolei co do płyt i EPek, to skupiłem się na tych wydawnictwach, których rzeczywiście w mijającym roku słuchałem i które mocno doceniałem. A że nie dotrwałem do dziesięciu – no cóż, jaki rok, taka dziesiątka.





[5] Matilda Mann “If That Makes Sense”

Wszystko zaczęło się niewinnie od genialnej piosenki, “The Loch Ness Monster”, ze świetnie napisanym tekstem i tym lekkim, cichym, niesamowicie ciepłym wokalem. Utwór ten przeciągnął mnie przez całą EPkę i naprawdę nie żałuję ani chwili spędzonej z tym wyciszonym, przepełnionym uroczą poezją mini-albumem. „If That Makes Sense” to muzyka wieczorna, liryczna i przede wszystkim inteligentna w sposób, który włącza małą lampkę w mózgu pod tytułem: „kurczę, sam chciałbym umieć wymyślać takie słowa”. Druga EPka Matildy nie powtórzyła już u mnie tego samego sukcesu, ale mam nadzieję, że to tylko małe potknięcie.



[4] Nothing But Thieves „Moral Panic”

Lubię ich i nic na to nie poradzę. Od debiutanckiej płyty mam słabość do klimatów, które generują przy pomocy swojej muzyki. Ten nerwowy rock z lekko histerycznym zacięciem, pełen niepoukładanych emocji sprawił, że „Moral Panic” podzielił los poprzedników i towarzyszył mi często, odhaczając na przyszłość właściwie wszystkie piosenki. Z dwóch przeciwległych biegunów wybrałbym „Phobię” z jednej strony i „Impossible” z drugiej. Paranoja i głęboka miłość, zmiksowane na jednym albumie, nie do końca to oczywiste, nie do końca przewidywalne.



[3] Joywave „Possession”

W przypadku Joywave słabość jest podobna, co w przypadku Nothing But Thieves. Wszystkie te electro-rockowe przymiarki sprzed lat sprawiły, że na płyty Joywave zawsze czekam z zaciekawieniem. „Possession” otwiera „Like a Kennedy”, piosenka jak dla mnie gigant, po której następuje „Coming Apart” – świetny pomysł z nawiązaniem do „Thrillera” i chórkami rodem ze starego MGMT. Całość skrywa parę innych ciekawych smaczków, które sprawiają, że Joywave od dawna wydają mi się niedocenieni. „Possession” niestety chyba tego nie zmieni, chociaż nadzieje miałem i dalej mam wielkie.



[2] Róisín Murphy „Róisín Machine”

Była frontmenka Moloko zaliczyła w tym roku iście gwiazdorski comeback. Dla tych, którzy chcieli go wysłuchać, oczywiście. „Róisín Machine” może i wymaga cierpliwości, ale marudzenie na temat długości utworów trochę mnie męczy, kiedy rozmawiamy o tak rzadko spotykanej jakości. Dziesięcioutworowa całość nie ma słabych momentów, a chwilami zalicza wręcz przebłyski geniuszu. Ta lekko smutna płyta do tańca to podróż przez dyskotekowe klimaty podszyte emocjonalnymi wątpliwościami. Takie „problemy z szampanem” na dancefloorowym speedzie. Restrospektywnie sprawę ujmując, najlepsza rzecz, która wyszła spod „pióra” Róisín od czasów „Things To Make And Do”.



[1] Sevdaliza „Shabrang”

Dlaczego Sevdaliza jest na pierwszym? Bo wydać ponad godzinę muzyki zawartą w piętnastu piosenkach i utrzymać moją (i nie tylko moją) uwagę od początku do końca to nie lada wyczyn i oznaka wielkiej artystycznej odwagi. „Shabrang” to płyta przepiękna, w jak najbardziej nieoczywistym znaczeniu tego słowa. Tyle tu mroku, bólu, a jednocześnie tyle nieodpartego blasku. Elektronika zespawana z klasycznymi smaczkami, niczym soniczny Frankensztajn, wywołuje dreszcze i zapada w pamięć. Może nie jest to wspomnienie z gatunku najprzyjemniejszych, wspomnienie nieswoich ran, surowość i wszechogarniające zimno. Ale stworzyć taki klimat i oddać w nim prawdziwą ludzką emocję to nie lada wyczyn. I dlatego właśnie Sevdaliza jest na pierwszym.





Piosenki 2020:



Photo: własne

11 comments on “[Muzyka] Best of 2020

  1. Ja chyba mam jakieś nietypowe podejście do muzyki, bo co roku jestem zadowolona 😀 Zawsze coś mi wpadnie takiego, co mi się bardziej spodoba. W tym roku kobiety naprawdę zdominowały moje playlisty. Z jednej strony te mocno roztańczone jak Jessie czy Roisin, z drugiej te surowsze i mniej radio friendly jak Harmony Byrne, Fiona Apple czy właśnie Sevdaliza.

    Na samą końcówkę roku zostawiłam sobie m.in. płytę Phoebe Bridgers, o której było zaskakująco głośno.

    Nowy wpis na the-rockferry.pl

    Liked by 1 person

    • bartosz-po-prostu

      Ależ skąd. Ja tam ze swoich wyborów jestem bardzo zadowolony. A że jest ich w tym roku mniej, to tylko czyni je bardziej wartościowymi 🙂

      Like

  2. Nowy wpis na the-rockferry.pl Ostatnia już recenzja w 2020 🙂

    Szczęśliwego Nowego Roku (i zdrowego :D)

    Liked by 1 person

  3. Po przesłuchaniu “The Loch Ness Monster” zaczęłam żałować, że nie zainteresowałam się “If That Makes Sense” wcześniej, bo wydaje mi się, że EP-ka przewróciłaby mój top 5 do góry nogami.
    Zastanawiałam się , czy przesłuchać tegoroczną Sevdalizę, ale właśnie mnie ta długość zniechęca. “Rhode” mnie nie powaliło, ale teledysk mnie zaciekawił.
    Mam nadzieję, że 2021 będzie lepszy od 2020, nie tylko muzycznie. 😉
    PS. masz telefon stacjonarny? 😀

    Liked by 1 person

    • bartosz-po-prostu

      “Rhode” wybrałem właśnie ze względu na teledysk. Bardzo podoba mi się zakończenie.

      Telefon stacjonarny mam. Właściwie to mi przypomniałaś o tym, że go mam – tak często go używam 😉 A dlaczego pytasz? 🙂

      Like

      • Bardzo rzadko je widuję w innych domach, moi rodzice pozbyli się swojego jakoś 12 lat temu. Sama nie planuję nabyć własnego, mimo że lubię retrorzeczy. 😛

        Liked by 1 person

      • bartosz-po-prostu

        To ciekawe, bo ja swój obecny stacjonarny dostałem razem z internetem w pakiecie i chyba był za darmo. Inaczej też bym pewnie nie brał, ale że dawali… 😉

        Like

  4. Numer 4 jest mi znany od jakiegoś czasu, Nothing But Thieves całkiem mi podpasowali swoją muzyką.

    Dzięki wielkie. Dużo zdrowia w Nowym Roku, pomyślności i różnych muzycznych doznań życzę.

    Pozdrawiam!

    Liked by 1 person

  5. “Moral Panic” też jest w moich tegorocznych faworytach, ale nie na jakimś bardzo wysokim miejscu. Fajnie widzieć na playliście Hurts. Chociaż, przyznaję, po napisaniu recenzji zapomniałam o ich płycie.
    U mnie podsumowanie będzie za chwilę, na razie zapraszam na nowe słuchawki 🙂
    Pozdrawiam i życzę samych wspaniałości w Nowym Roku 🙂

    Liked by 1 person

Leave a comment