
Koment: Szykując swoje podsumowanie roku, przeglądam piosenki i albumy, które zdarzyło mi się wcześniej ominąć. Mainstreamowe nowości dalej mnie nie ekscytują, zaś te małe znaleziska wywołują ogromną radość. Dziś kolejne trzy utwory, które trochę rozjaśniły mój dzień, każdy w inny sposób, ale ta różnorodność to też powód do zadowolenia.
Glenn Gould „Gettin’ That” feat. Chief Awuah
Glenn Gould, kanadyjski pianista, zmarł w 1982 roku. Przez wielu uważany był za jednego z najlepszych pianistów dwudziestego wieku, ze względu na swoje interpretacje utworów Bacha. Teraz, blisko 40 lat po śmierci, sam staje się obiektem interpretacji. „Uninvited Guests” to projekt oparty na samplach z jego wykonań, sprawnie wklejonych w aranżacje popowe, elektroniczne i hip hopowe. W wielkimi skrócie – brzmi to nietypowo, wywołując u słuchacza lekką mózgową eksplozję. Polecam cały album, a do szybkiego odsłuchu poniższe „Gettin’ That”, które – co ciekawe – w komentarzach na YouTubie wywołuje spore kontrowersje. Czy Glenn Gould przewraca się w grobie? Pozostawiam to indywidualnej ocenie.
JONES „Something in the Water”
JONES pamiętam ze świetnej piosenki „Indulge” sprzed kilku lat, a później jakichś twórczych zawirowań z niejasnego dla mnie powodu. Tegoroczna EPka, „Camera Flash” nie jest też może najlepsza, a piosenka, którą za chwilę zaproponuję nie ma nawet siedmiuset odtworzeń na YouTubie, ale utrzymana jest w lekkim brzmieniu retro, które w obecnym, średnio fajnym klimacie, buja mnie całkiem przyjemnie.
Lou Dillon ‘Claim Me”
Lou Doillon to przybrana siostra Charlotte Gainsbourg. Że co? Charlotte ma śpiewającą pół-siostrę? Ano tak, nie wiedziałem. Mroczniejszy głos, brudniejsze inspiracje rockiem. Dla niektórych będzie to ta fajniejsza siostra. „Claim Me” z jej najnowszej EPki, „Look at Me Now”, to nawiedzone wokale i lekka chrypka powoli rozwijająca się w lekką psychodelię. Jest miło, chociaż to nie jest to słowo, którego szukam. Jest też niespodziewanie i w jakimś stopniu szamańsko, diabelsko, wiedźmińsko. W każdym razie, gdyby PJ Harvey miała ochotę wywoływać duchy w następne Halloween, to współ-kandydatkę już mamy.
Photo: Alberto Restifo / unsplash
Lou Dillon to najbardziej moje klimaty.
Nie rozumiem za to sampli w pierwszym kawałku. Nie trzyma mi się to kupy
Nowy wpis na the-rockferry.pl
LikeLiked by 1 person
Jak dla mnie ciekawy eksperyment, tym bardziej, że odsądzają ich od czci i wiary.
Co nie zmienia faktu, że najlepsze zostawiłem na koniec i z tej trójki też zabrałbym Lou Dillon 🙂
LikeLike
“Claim Me” przykuło moją uwagę, dwa pozostałe utwory przeleciały mi niezauważone.
Słuchałam Twojego remiksu “Side by Side” , dobra robota jak zawsze. 😉
Pozdrawiam.
LikeLiked by 1 person
Wielkie dzięki!! 🙂
LikeLike
Właśnie rzecz w tej odmienności Japonii od wszystkiego co znamy w Europie. Ta mieszanina nowoczesności z tradycją musi robić wrażenie. Marzy mi się wycieczka łącząca takie skrajności. Nawet znalazłem w Sieci jakąś tego typu ofertę.
W Portugalii jeszcze nie byłem. Jak odwiedzę te miejsca najbardziej pożądane przeze mnie to nie wykluczam wizyty w tym kraju.
Pozdrawiam!
LikeLiked by 1 person