Cztery lata po “Joanne”, trochę nierównej, ale najlepszej płycie w dotychczasowej karierze, Lady Gaga powraca z kolejnym solowym albumem. Nasączona wpływami z lat 90-tych, „Chromatica” to najwyraźniej próba odzyskania popowego tronu, wyczyn trochę karkołomny i chyba jednak będący wyrazem pewnej desperacji. Czy wystarczy każdej piosence dodać taneczny beat, żeby odnieść streamingowy sukces, czas pokaże. W międzyczasie spójrzmy na ten album piosenka po piosence.

„Chromatica” podzielona jest na trzy części, wyraźnie oznaczone trzema symfonicznymi przerywnikami. Część pierwszą otwiera „Alice”, energetyczny hymn będący niejako podsumowaniem klimatu całości. Świetna melodia, tekst o Alicji z Krainy Czarów i naprawdę mocny start. Start ten trochę spowalnia znane z pierwszego singla „Stupid Love”, kwintesencja gagowego kiczu, na krótko jednak, bo potencjalne popowe hity migają tu, jak w kalejdoskopie. „Rain On Me” czeka już w kolejce, będąc pierwszym wyraźnym nawiązaniem do tanecznej muzyki z lat 90-tych. French House, Ariana Grande i melodeklamowane wejścia Gagi, które gdzieś lekko zahaczają o „Vogue” Madonny. Ktoś chyba odrobił zadanie domowe i uważnie obejrzał oba sezony serialu „Pose”. Kolejne dwa utwory, zamykające tę część płyty („Free Woman” i „Fun Tonight”), niestety zbyt szybko wypadają z pamięci. Oba utrzymane w podniosłym tonie miały chyba za zadanie uskrzydlać, jednak brzmią w sposób zbyt siłowy i trącą popową sztampą.
„Chromatica II” to kontynuacja tej sztampy. Najlepszym utworem w tej części jest kolaboracja z koreańskim zespołem Blackpink („Sour Candy”). Utwór mocno osadzony w stylistyce lat 90-tych i prawdę mówiąc całkiem genialny. Pozostałe piosenki zbyt szybko wpadają w podobny schemat, z tanecznym beatem ozdabiającym wszystko bez większej refleksji. „911” szybko nudzi, a „Plastic Doll” zaskakuje brakiem oryginalności, szczególnie, że przy produkcji (nieefektywnie) palce maczał Skrillex. Na uwagę zasługuje tu kolejne nawiązanie do Madonny, a konkretnie do piosenki „Dear Jessie” z płyty „Like A Prayer”. Czy Królowa Popu będzie z tego zadowolona, to już jednak inna sprawa. Ostatnie dwa utwory w tej części, „Enigma” i „Replay”, mają się już nieco lepiej, chociaż pytanie o sensowność ich rozbuchanych aranżacji wciąż pozostaje otwarte.
„Chromatica III” to zdecydowanie najlepszy fragment płyty, a otwierający ją „Sine from Above” z udziałem Eltona Johna zostanie z nami na dłużej. Niekwestionowane apogeum całości jest bardzo mocnym muzycznym akcentem, z transowymi syntezatorami, świetnym tekstem i wokalnym popisem obu artystów. Następujące po nim „1000 Doves” ma w sobie wiele uroku i świetnie odnajduje się jako wstęp do wielkiego finału. Za „Vogue”…, przepraszam…, „Babylon”, Lady Gaga pójdzie do muzycznego więzienia. Utwór ten jest tak samo świetny, jak zaskakujący dosyć dosłownym skopiowaniem hitu Madonny. Ciężko go nazwać hołdem, ale z drugiej strony ciężko też nie poczuć tej wielkiej inspiracji, zbyt niebezpiecznie ocierającej się o plagiat. Muzycznie „Babylon” to jednak adekwatne zakończenie „Chromatiki”. Porywające gospelowymi chórami, unoszące emocje na popowe wyżyny i po raz setny potwierdzające, że tego rodzaju pop od lat zjada własny ogon.
Photo: materiały prasowe
Ooo ekspresowa wręcz recenzja 😀 Ja jeszcze nie zdążyłam przesłuchać ani jednej piosenki (prócz 2 singli), bo utknęłam przy nowej Kasi Lins. Mam oczywiście Gagę w planach na najbliższe dni, ale trochę jej powrót do tanecznego popu zastanawia. Dopiero co płakała w dokumencie Netflixa, że była zmęczona taką stylistyką i z ulgą zdejmowała te przebrania i nagrywała Joannę. No ja już nie wiem, która Gaga jest tą prawdziwą.
Nowy wpis na the-rockferry.pl/
LikeLiked by 1 person
Wcale nie taka ekspresowa. Wstałem o 5tej rano i przesłuchałem album cztery razy, żeby tę recenzję napisać 😉 Co do Twojego ostatniego zdania – myślimy podobnie 🙂
LikeLike
Wow, niesamowite poświęcenie. Ja nawet dla swojej ulubionej Aguilery bym tak wcześnie nie wstała 😀
Chromatikę na razie przesłuchałam raz i zastanawiam się, patrząc na komentarze innych słuchaczy, czy ta płyta jest faktycznie tak genialna, ale ze mną jest coś nie tak, że tego nie dostrzegam; czy ludzie na siłę doszukują się tu geniuszu bo LG nie wypada krytykować.
Nowy wpis na http://the-rockferry.pl
LikeLiked by 1 person
Haha, ta wczesna pobudka to chyba bardziej z ciekawości, bo budzika nie nastawiałem 😉 Ta płyta nie jest genialna. Ma kilka naprawdę dobrych momentów i kilka ocierających się o popową nudę. Recenzje z bardziej mainstreamowych magazynów, przynajmniej te, które już czytałem, są według mnie trochę na wyrost.
LikeLike
Recenzji tego albumu się u Ciebie nie spodziewałam. Za “Chromatikę” się jeszcze nie wzięłam i jakoś nieszczególnie czuję się zachęcona, a już na pewno nie wstałabym o 5. rano by jej przesłuchać. 😀 Sprawdziłam tylko te utwory, które “przypominają” inne, czyli “Sour Candy”, które niby brzmi jak “Swish Swish” i “Babylon”, który brzmi jak “Vogue”, i zdecydowanie wybieram pierwowzory. Po przeczytaniu Twojej recenzji przesłuchałam “Plastic Doll” i poczułam na plecach ciarki żenady. Musze chyba dojrzeć do tego albumu.
Pozdrawiam. 🙂
LikeLiked by 1 person
jeszcze nie słuchałem, ale recenzja super
LikeLiked by 1 person
OMG… A ja akurat bardzo lubię Plastic Doll. Czyżby to oznaczało, że lubię kicz? xD utwór z Eltonem świetny. Single takie sobie i szczerze przez nie miałam inna wizję całokształtu. Ogólnie cała płyta mi się podoba, jednak dla mnie still no 1 is TFM. Pozdrawiam! 😁
LikeLiked by 1 person
Ja też czasami lubię kicz. Wszystko zależy od dawki, w jakiej mi go serwują 😉
LikeLike
Pingback: Piosenka po piosence: Lady Gaga “Chromatica” – Karen O'Brien Country Music