
Lata 90-te to dla mnie studnia bez dna. Ilekroć wracam do nich pamięcią, odkrywam kolejny fragment porozrzucanych wspomnień, urywków zapamiętanych z lekcji historii, nie do końca umiejscowionych fraz wyrwanych z piosenek, które już trochę zatarły się w pamięci. Obecna sytuacja, totalna izolacja, to dobry moment na takie wspomnienia, układanki z muzycznych puzzli, bo każda piosenka to przecież zapisana w umyśle emocja. Tak właśnie powstała poniższa plejlista, niekompletny zbiór utworów i fascynacji, które zupełnie przypadkiem ułożyły mi się w jedną historię.
Nie jest to lista w żaden sposób wyczerpana, bo od chwili jej zamknięcia, co chwilę przypomina mi się kolejny artysta, którego niechcący pominąłem. Zdecydowanie jest też bardziej skocznie niż się spodziewałem. Obok typowych dla mnie hardcorowych fascynacji z tamtego okresu, od PJ Harvey po Tori Amos, pojawiło się też multum elektronicznych odkryć, które zawsze były gdzieś w tle, a po latach stały się ikonami tamtych czasów – Underworld, Faithless, The Chemical Brothers, Daft Punk.
Zaczynam jednak spokojniej, od mało znanej, a przecież oryginalnej wersji przeboju Moloko, „Sing It Back”. Wśród ukrytych skarbów umieściłem też na przykład „Stay” mojej ulubionej nudziary tamtych czasów, Lisy Loeb, oraz „Play Dead”, które kiedyś znajdowało się na końcu re-edycji „Debutu” Björk.
Nie mogło też zabraknąć moich trip hopowych fascynacji, wśród których pochowałem kilka utworów, zapisanych w mojej głowie, jako komercyjne przeboje. Jest więc remiks „Missing” Everything But The Girl, jest też “You’re Not Alone” grupy Olive. Chwilę oddechu przynoszą genialne “Pearls” autorstwa Sade, a najbardziej dołującym kawałkiem w zestawieniu jest „Ordinary Morning” z drugiej płyty Sheryl Crow.
Dwadzieścia utworów, półtorej godziny intensywnych flashbacków i jedno, pożytecznie wykorzystane popołudnie, do którego chętnie będę wracać, jak już ta przymusowa kwarantanna odejdzie w zapomnienie.
Photo: Alex Knight / unsplash
Hmm, w moim throwbacku to głównie Ace of Base, 2 Unlimited i Scooter… ale Twoje zestawienie też jest fajne. 😀 Znalazło się tu wielu wykonawców, z którymi miałam się już dawno zapoznać jak Garbage czy Potishead. Baaardzo lubię “The New Pollution” i “Around the World”, chociaż rzadko do nich wracam. Zdziwiło mnie też “God”, bo spodziewałam się fortepianowej ballady.
U mnie nowy wpis, zapraszam i pozdrawiam. 🙂
LikeLiked by 1 person
U mnie ostatnio lata 90. trochę rzadziej grają, ale wróciłam ostatnio do Kaleidoscope Kelis, które tak rzutem na taśmę się do 90s zalicza (1999r.). Z twojego zestawienia najbardziej podoba mi się propozycja Sade. Ostatnio wróciłam do Diamond Life i Soldier of Love, czyli w sumie otwarcia i zamknięcia ich dyskografii. A ładne jest też to, co było po środku.
Nowy wpis na the-rockferry.pl
LikeLiked by 1 person
Nowy wpis na the-rockferry.pl
LikeLike
Ja to tak różnie mam, czasem wracam do lat 90. czasem wcześniejszych. Ostatnio raczej jestem gdzieś w latach 80. jeśli o muzyczne sprawy chodzi.
To u mnie na odwrót, jest ciepło i słonecznie dość, jednak nie ma jeszcze upałów. Jak dla mnie idealna pogoda, nie cierpię upałów.
Pozdrawiam!
LikeLiked by 1 person