
Od paru dni cieszę się limitowaną, fizyczną wersją najnowszej płyty Madonny. Po „Hard Candy” i „MDNA”, które są według mnie najgorszymi momentami w karierze tej artystki, zwanej Królową Popu oraz po „Rebel Heart”, które tchnęło we mnie nową nadzieję, do „Madame X” podchodziłem mimo wszystko ostrożnie.
Promocyjne single niekoniecznie wyświadczyły tej płycie przysługę, bo całość wydaje się być jednak trochę inna niż te wyrwane z kontekstu utwory. Czy „Madame X” jest jednak powrotem Madonny do formy, to już inna sprawa. Przyjrzyjmy się więc dokładniej.
Madonna zawsze umiejętnie balansowała na granicy kiczu i potrafiła wykorzystać to do swoich auto-promocyjnych celów. Na „Madame X” ta granica wyraźnie się zatarła i w co najmniej kilku utworach nagłe zmiany aranżacji trochę śmieszą. Weźmy na przykład drugi na płycie „Dark Ballet”, który po świetnym wstępie popada w teatralny, karykaturalny słowotok, vocoderowy chaos i w rezultacie gubi bardzo poważne przesłanie. Dużo ciekawszy jest pod tym względem, następujący po nim „God Control”, gdzie podobne elementy zostały wykorzystane w dużo bardziej spójny sposób i nawet kiczowaty beat pasuje i nie niszczy całościowego zamysłu. A więc, płyta pełna kontrastów?
W pewnym sensie „Madame X” to najbardziej zróżnicowany album Madonny od lat. Zakładam, że wielka w tym zasługa jej przeprowadzki do Lizbony i muzyczne odkrycia z wielu granic popowych klimatów. Od motywów etnicznych, czy wręcz typowo portugalsko-folkowych, po nowsze trendy, które wplecione zostały w ten misz-masz w sposób, który aż tak bardzo nie razi. Weźmy na przykład „Batukę”, utwór zanurzony w etnicznych klimatach, ale z nowoczesnym beatem, który pomysłowo łączy te dwa światy.
Co w takim razie razi tu najbardziej? Powiedziałbym, że nierówność pomiędzy niektórymi piosenkami przeszkadza tu najmocniej w odbiorze całości. Przy piętnastu utworach w wersji deluxe (plus trzech dodatkowych na drugim dysku w wersji limitowanej), spokojnie można było ten album skrócić do obecnych standardów i sprawić, żeby wartościowe piosenki błyszczały jeszcze bardziej.
Bo tych wartościowych piosenek z sensownymi tekstami naprawdę tu nie brakuje. Od wspomnianego już „God Control”, przez poruszająco smutne „Killers Who Are Partying”, po „Come Alive”, czy „Extreme Occident” i wieńczące całość „I Rise”. A że nie są to być może zbyt radiowe utwory (chociaż, kto wie?), to akurat najmniej ważne, bo w trochę okrojonej całości stałyby się najważniejszym albumem w karierze Madonny.
Ponad godzina muzyki to oczywiście miły prezent dla fanów, ale przez to „Madame X” traci na spójności, która w przypadku tej płyty wydaje mi się bardzo ważna. Na szczęście w erze serwisów streamingowych, spokojnie można zbudować sobie z niej bardzo satysfakcjonującą plejlistę, bez „Bitch I’m Loca”, które wyjątkowo drażni. I żeby nie było, że jakoś mocno ten album hejtuję, powtórzę jeszcze raz, że słucham go z limitowanej wersji fizycznej i fanem być nie przestaję.
Photo: materiały prasowe
Szczerze powiedziawszy Medellin trochę mnie odtrąca od tej płyty, ale na pewno się za nią wezmę. Dam sobie jednak jeszcze trochę czasu.
Zapraszam do siebie na nowy post
https://rebellek.wordpress.com/
LikeLike
Kompletnie nie mogę się przekonać do “nowej Madonny” więc raczej nieprędko sięgnę po ten album… o ile w ogóle 🙂
Nowy post, zapraszam i pozdrawiam.
http://scarlett95songs.blogspot.com/
LikeLike
Nie chcę za bardzo się rozpisywać bo będę pisać u siebie o tej cd w przyszłym tygodniu, ale powiem, że jak na razie podoba mi się ten krążek. Wiadomo, nie każda piosenka. Ale znalazłam tu sporo dla siebie jak np. I Don’t Search, God control czy Batuka.
Nowy wpis na https://the-rockferry.pl/.
LikeLike
Nowy wpis na https://the-rockferry.pl/
LikeLike
Według mnie ogromny potencjał, chociaż ciut zmarnowany 🙂
LikeLike
Mnie osobiście takie zmiany aranżacji się podobają, przynajmniej są lepsze od efektów współpracy z Malumą czy Anittą.
Trochę szkoda, że “Extreme Occident” nie znalazło się na standardzie zamiast takiego “Bitch I’m Loca”, ale też dobrze, że te trzy koszmary z deluxe’a się nie załapały.
U mnie to samo, zapraszam i pozdrawiam. 😉
LikeLike
Z tym się akurat zgadzam, bo Maluma i Anitta to osoby na tej płycie raczej zbyteczne.
Z kolei “God Control” będzie miało teledysk i, po zajawkach, wygląda na to, że będzie dużo lepsze niż druga połowa “Dark Ballet” 🙂
LikeLike
Nie byłam gotowa na “God Control”, a tym bardziej nie jestem gotowa na teledysk. 😀
LikeLiked by 2 people
Doceniam i szanuje cały dorobek Madonny. Ja jednak nigdy za nią nie przepadałem. Owszem, kilka numerów lubię, parę albumów przesłuchałem, ale żebym miał chętnie siadać to nowego wydawnictwa to już nie bardzo.
Pozdrawiam!
LikeLike
Bardzo miło mnie zaskoczył ten album, choć tak jak Ty, podchodziłam do niego z dystansem 🙂 Myślę jednak, że Madonna udowodniła, że miano Królowej należy się właśnie jej i przede wszystkim cieszę się, że nie poszła bezmyślnie w to, co teraz modne.
Pozdrowienia,
http://www.reckless-serenade.pl
LikeLiked by 2 people
Powtórzę się, ale nigdy nie byłam i raczej nie zostanę fanką Madonny. Coś mnie od niej odpycha, choć sama do końca nie wiem co 😉
Zapraszam na nowy wpis i pozdrawiam!
LikeLike