Jacob Banks „In The Name Of Love”
Jacob Banks z soundtracku do filmu “The Equalizer 2” to monumentalny wokal na tle soulowych podkładów, świetnie dopracowane chóry i ciekawie brzmiący w tym połączeniu beat, oscylujący wokół współczesnych popowych hitów. Bardzo podoba mi się barwa głosu Jacoba, która w tym zestawieniu zdecydowanie błyszczy. Całość, brzmieniowo bardzo ciepła, obejmuje słuchacza spokojnym rytmem i trochę, w sposób zaprzeczający prawom fizyki, unosi. Tak to już bywa z gigantycznymi hymnami, których melodie napełnione są wyegzaltowaniem do granic możliwości, w pozytywnym tego słowa znaczeniu, oczywiście.
Thomas Azier „White Horses”
Thomas Azier powrócił właśnie z EPką zatytułowaną “S t r a y”, ciekawym zestawieniem czterech eklektycznych piosenek. „White Horses” to początek tej intrygującej podróży. Początek mroczny, kuszący fortepianem, niczym z dawnych piosenek Tori Amos. Do tego niewiele jaśniejszy beat, jednostajny i niepokojący, przesterowane efekty i przyprawiający o dreszcze dodatek gitarowo-elektrycznych dźwięków. Melodia trochę kojarzy mi się z „I Think I’m A Mother” PJ Harvey, piosenką, którą, lata temu, również odkryłem w środku gorącego lata. Polecam zresztą całe „S t r a y”, bo Thomas naprawdę napracował się nad różnorodnością tego krótkiego wydawnictwa.
Sheryl Crow „Wouldn’t Want To Be Like You” feat. Annie Clark
Okej, być może na ostatniej płycie Sheryl Crow, będącej powrotem do dawnego brzmienia, nie wszystko jeszcze grało tak, jak powinno. Po latach spędzonych z muzyką country jest to co prawda do pewnego stopnia zrozumiałe. „Wouldn’t Want To Be Like You” to już jednak powrót do świetnej formy. Ten utwór to w pewnym stopniu spełnienie marzeń tych wszystkich fanów, którzy pamiętają jeszcze takie płyty, jak „Tuesday Night Music Club”, czy „Sheryl Crow”. Genialnie lekki wokal, wpadająca w ucho melodia i dosadny tekst, na tle lekko rozbujanego podkładu, który brzmi tak, jakby czas się na chwilę zatrzymał, albo nawet cofnął. Dodatek Annie Clark, aka St. Vincent, to już „tylko” wisienka na torcie.
Photo: Jerry Kiesewetter / unsplash
Z wszystkich trzech numerów najlepiej wypada “In The Name Of Love”. Sama produkcja to typowe radiowe granie, a całą robotę robi świetny wokal.
Pozdrawiam!
https://songarticles.wordpress.com/
LikeLiked by 1 person
Dokładnie. No i pewnie dlatego znalazło się na soundtracku 🙂
Ale “nieradiowość” pozostałych dwóch wcale mi nie przeszkadza 😉
LikeLike
Bardzo spodobało mi się brzmienie Thomasa Aziera, chyba skuszę się na tę epkę 😀
Pozdrawiam,
http://www.reckless-serenade.pl
LikeLiked by 1 person
W pierwszej propozycji podoba mi się wokal, jest geeenialny. A klimat “White Horses” niesamowicie mi się podoba, więc zaraz sięgam po epkę 😀
Zapraszam na nowy wpis – po-sluchaj.blogspot.com
Pozdrowienia!
LikeLiked by 1 person
Fajna ta ostatnia 💞
LikeLiked by 1 person
Flaming! 😀
“In the Name of Love” przypomina mi Rag’n’Bone’a, kawałek ciekawy, ale dla mnie na raz. Bardziej podoba mi się Thomas Azier, jest coś niepokojącego w jego utworze co mi bardzo pasuje. A co do Sheryl, to jej kawałek przypomina mi demo “National Anthem” Lany Del Rey, szczególnie z tym “Money is…”. Też niezłe.
U mnie nowy wpis, zapraszam i pozdrawiam. 🙂
LikeLiked by 1 person
Albo jestem gapowata, albo nie mogę skomentować pod najnowszym wpisem. Zostawiam więc znak tutaj. Niby o Sorry Boys usłyszałam parę lat temu, ale dotąd nie chciało mi się zabierać za ich dyskografię. Podoba mi się jednak pomysł na wpis. Dotychczas więcej u ciebie było pojedynczych kompozycji na miejsce całych płyt.
A ciekawi mnie, co do powiedzenia miałbyś o debiucie producenta Mura Masa. Ostatnio często mi towarzyszy.
Nowa recenzja na http://the-rockferry.pl/
LikeLiked by 1 person
Rzeczywiście, dziwna sprawa, z jakiegoś powodu komentarze zostały wyłączone, ale już to naprawiłem.
Mura Masy posłucham i może coś niedługo skobnę. Pamiętam go sprzed lat, ale nie wiem już sam, czy ten debiut kiedykolwiek słyszałem.
LikeLike