Uwielbiam takie piosenki. Klimat absolutny, pełne zanurzenie w dźwięku, który jest bardzo oszczędny, lecz pomimo tego nie trzeba uruchamiać wyobraźni, bo to minimum w zupełności wystarcza. Ciemno, zimno, pusto. Głos odbija się echem od niewidzialnych ścian, wyłania się powoli, niesie ze soba ciepło. „Control” pochodzi z krótkiej, bo raptem 22-minutowej „płyty” Gotts Street Park, grupy, która swój styl muzyczny określa jako „cinematic soul”. Coś tak jakby trip hop, tylko bez technologicznej otoczki. Dziesięć krótkich klimatycznych utworów, w tym trzy piosenki, to genialna ucieczka w niebyt dla tych bardziej niecierpliwych. Krótka przerwa w rzeczywistości, a do tego całkiem niezły relaks.
Vasser „Falling”
W podobnym klimacie, z ciszy wyłania się „Falling” Vassera. Za tym pseudonimem kryje się Sam Breathwick. Jeśli wierzyć Fejsbukowi, raptem 17 letni artysta z Wielkiej Brytanii, którego EPka, „A Telling End” ukazała się przed kilkoma dniami. „Falling” ma w sobie coś z ciepłego deszczu, pulsującego energią i oczyszczającego. Słucha się go z zamkniętymi oczami. Tak, te oczy zamykają się same już przy pierwszych, samotnych dźwiękach fortepianu. Piękna, relaksująca atmosfera i niezwykle przyjemny rytm przestrzennej perkusji. W sam raz jako tło do wieczornych rozmyślań.
Tom Walker „Rapture”
Mocniejsze uderzenie na koniec dnia to „Rapture” Toma Walkera z EPki „Blessings”. Pyszny kawałek rockowego grania, z przyjemnie zabrudzoną elektryczną gitarą w tle. Utwór nieźle radzi sobie na YouTubie, ale jakimś cudem udało mi się go do tej pory skutecznie omijać. Teraz nadrabiam zaległości, odtwarzając go w kółko od pół godziny. Świetny numer, pełen energii, a przy okazji, w jakiś dziwny sposób dosyć mroczny i wieczorny, stąd też jego obecność w dzisiejszym zestawieniu. Fajnie jest czasami tak właśnie wyluzować.
Photo: Clemente Ruiz Abenza / unsplash
Tom Walker skojarzył mi się z Edem Sheeranem. Szczególnie w zwrotkach. Refren to już inna bajka, bo jednak Ed trzyma się z daleka od mocniejszych dźwięków.
A utwór Vassera kojarzy mi się z czasami, kiedy namiętnie słuchałam wokalistów pokroju SOHNa.
co do nowej Tori Amos… Początek miło wspominam, ale im dalej w las tym bardziej się nudziłam. Wiadomo, że nie jest to płyta mająca dostarczać przebój za przebojem i chwytliwe refreny, ale czegoś mi zabrakło.
Nowa recenzja na http://the-rockferry.blog.onet.pl/
LikeLike
Niestety, i to jest straszne szczególnie dla mnie, bo jestem fanem Tori od tylu już lat, ale płyta jako całość też mnie chwilami nudziła…
LikeLike
Witaj!
Dzięki za uznanie dla mojego bloga, jednak to co teraz na nim jest do przeczytania wynika w dużej mierze z faktu prowadzenia bloga przeze mnie od ponad pięciu lat. Po prostu przez ten czas nauczyłem się nieco inaczej patrzeć na świat, a co za tym idzie próbuję przelewać to na stronę swoją. Ot co. 🙂
Przejrzałem nieco Twój blog i także muszę wyrazić duże słowa uznania, nie mam co do tego wątpliwości.
Muzyka jaką prezentujesz w tej notce jest nieco dalej od moich ulubionych brzmień, co nie znaczy, że mi się nie podoba. Zwłaszcza dwa pierwsze numery niosą za sobą atmosferę, której jakoś nie umiem skojarzyć z żadnym innym zespołem jaki znam. A to jest już samo w sobie ciekawe.
Pozdrawiam!
LikeLike
Wielkie dzięki za komplement! 🙂
LikeLike