Styczeń zaczął się tradycyjnie. Przeziębieniem, zakatarzeniem, na wpół przezroczystymi muzycznymi nowościami, od których wieje trochę zeszłorocznym wiatrem, nadmiernym pośpiechem, falstartem. Tymczasem kilka spóźnionych ciekawostek ma jeszcze miniony rok w zanadrzu. Odrobinę zagubionych nowości, niezauważonych debiutów, średnio pasujących do siebie puzzli, z którymi nie za bardzo wiadomo, co zrobić. Tak jak ten album, pierwszy w karierze brytyjskiego producenta, Semi Precious, który skojarzył mi się z dawnymi dokonaniami grupy Sweetback, czyli zespołu Sade bez wokalistki Sade. Zatytułowany „Ultimate Lounge” bardziej chyba uderza w stronę przestronnych barów z przyciemnionym światłem i słodkimi koktajlami, niż do codziennego słuchacza. Rozmyte krajobrazy kuszą obietnicą bezwarunkowego relaksu w oparach beztroskiego upojenia. Czasami naprawdę ciężko zdecydować, co z takimi płytami zrobić. Tym razem jednak kierunek wyznacza utwór na tej płycie najlepszy. „No Distractions” oferuje dokładnie to, co na opakowaniu zapowiada artysta. Kilka przestrzennych dźwięków, kilka spokojnych, przepełnionych poczuciem winy oddechów, jeden flashback do wydanego na trip-hopowej fali albumu sprzed dwudziestu lat. I do jednej genialnej piosenki nagranej wspólnie z Maxwellem, nie wykonania której pani Adu powinna żałować do końca świata. Dobra muzyka potrafi wywoływać z pamięci obrazy i to o „No Distractions” świadczy najlepiej.
Jakieś dziwne to “elevator music”. 😀
U mnie nowa notka, zapraszam i pozdrawiam.
LikeLike
Taka piosenka z serii “odstresowywaczy”. W sam raz dla mnie po mijającym tygodniu.
Mi się całkiem podoba początek nowego roku, bo przyniósł mi nowy utwór Finka 😀
Nowy wpis na http://the-rockferry.blog.onet.pl
LikeLike