Nie spodziewałem się po The Weekndzie takiej słabej płyty. Tak sztampowej, przewidywalnej i wyjątkowo ciągnącej się przez ponadgodzinny, 18-utworowy repertuar. Wygładzone brzmienia, średniej jakości melodie i niemal całkowity brak kreatywności, która brzmieniowo wyróżniałaby ten album spośród wielu podobnych. Wygląda na to, że The Weeknd zapadł na kompleks samego siebie i chyba trochę zjada własny ogon, próbując na siłę dorównać nie tylko własnym wcześniejszym dokonaniom, ale też swoim naśladowcom.
Osiemnaście utworów w wersji podstawowej to jednak męczarnia (wersji Deluxe na szczęście nie ma). Szczególnie, gdy dosłuchawszy do raptem siódmej piosenki, adresowanej do pewnej „baby girl” ma się nieodpartą ochotę, aby zacząć przeskakiwać po utworach. Z ciekawszych momentów warto wspomnieć o „Stargirl Interlude”, niespełna dwuminutowym przerywniku, w którym pojawia się Lana Del Rey oraz o „Sidewalks”, nagranym wspólnie z Kendrickiem Lamarem. „Rockin’” i „A Lonely Night”, utwory utrzymane w bardziej tanecznej konwencji bujają co prawda przyjemnie, aczkolwiek niestety dość bezmyślnie. Z kolei „All Night”, w duecie z raperem Future, zachęca mrocznym klimatem, znakiem rozpoznawczym The Weeknda z poprzednich wydawnictw. No, ale to już przecież znamy.
Słuchanie większości pozostałych piosenek przyprawia niestety o autentyczny ból głowy i zżymanie się na banalne rymy i teksty, które chwilami nie odbiegają jakościowo od młodocianych romansów. Natomiast brak jakiegokolwiek konceptu, który spinałby je w całość, wywołuje uczucie rozczarowania. Z całkowitym zdumieniem przyznaję więc, że tytułowy „Starboy” to najlepszy utwór na tej słabej płycie i tak, jak wcześniej narzekałem na Daft Punk, tak teraz doceniam ich kreatywny wkład w powodzenie tego singla.
Tylko raz do tej pory zdarzyło mi się nazwać recenzowaną płytę „nudną”, dziś jednak czynię kolejny wyjątek. Nie polecam, nie zachęcam, ani w żaden inny sposób nie rekomenduję.
Nie przepadam za The Weeknd, więc za płytę nawet nie zamierzam się zabrać 😉
LikeLike
Dokładnie takie same mam zdanie na temat tej płyty.Nuda, nuda, nuda, może ze cztery w dobre utwory.Rozczarowanie roku.
LikeLike
Pełna zgoda. Z nieznanych mi dotąd piosenek zaznaczyłem sobie DOKŁADNIE cztery do ponownego odsłuchania.
LikeLike
Nie lubię The Weekend, przesłuchałam jedynie piosenkę z Laną i tyle.
LikeLike
Naprawdę niewiele straciłaś 😉
LikeLike
Uff ❤
Zapraszam na nową recenzję na http://namuzowani.blog.onet.pl
LikeLike
Niestety jest gorzej, po Trilogy i płycie nagranej w Japonii zaczyna się sztampowe granie jak większość popowych artystów.
LikeLike
Trochę szkoda, prawda? Kolejny dał się wkręcić w machinę.
LikeLike
O! Nowy wygląd.
Tak dawno mnie tu nie było?
The Weeknd to ten co miał mopa/puli na głowie? Dobrze kojarzę?
Ten taki piskliwy?
W ogóle wydaje mi się, czy ostatnio jest jakiś wysyp śpiewających wysoko i prawie jednakowo wokalistów?
Tego gościa nigdy nie lubiłam więc po płytę raczej nie sięgnę.
LikeLike
Lubię go za Trilogy i Kiss Land. Potem przyszło “Earned It” i już każdy był fanem. Dzieła tylko dopełniły “Can’t feel my face” i “The Hills”. Strasznie się pospieszył z tym albumem. Słuchałam na razie raz i nie pamiętam, czy doszłam do końca, bo jakoś taka się senna zrobiłam 😉
Aczkolwiek “False Alarm” to jeden z moich ulubionych singli tego roku.
http://the-rockferry.blog.onet.pl/
LikeLike
No właśnie chyba w tym mój problem, że “Earned It” mnie kompletnie ominęło, a moja ulubiona piosenka w jego wykonaniu to w dalszym ciągu “The Birds Pt. 1” z “Thursday”. Cała reszta, szczególnie ostatnio, jest dla mnie jakaś taka… niekonsekwentna 😉
LikeLike
Trochę się tutaj pozmieniało 🙂
Nie przepadam za The Weeknd i nie rozumiem dlaczego stał się taki popularny. Chciałam sięgnąć po ten krążek z ciekawości, ale jeszcze raz to przemyślę.
Nowa recenzja: Bastille ,,Wild World”. Zapraszam, http://www.Music-Rocket.blogspot.com
LikeLike
Moim zdaniem pare utworów wypada na plus z tej płyty! Nie jest chyba aż tak źle jak piszesz. W utworach z udziałem Daft Punk jednak jest coś oryginalnego – podkład fantastyczny…
Moim zdaniem ta płyta to dobry krok w Jego karierze.
Może i ukłon w kierunku mas… no cóż Weeknd chce też trochę być jak Justin Timberlake czy Bruno Mars.
False Alarm i Starboy najlepsze
LikeLike
To rzeczywiście wygląda tak, jakby The Weeknd chciał przez chwilę pobyć jakimś Justinem. Ale czy mu z tym do twarzy? Nie lepiej zostać sobą, szczególnie jeśli byciem sobą zapracowało się na sukces? “Starboy” to mój ulubiony kawałek, ale reszta płyty naprawdę mnie rozczarowuje.
LikeLike
Ciekawe jaki da występ na tegorocznym Open’erze 🙂 Ja się raczej wybieram 🙂
Na mojej liście ulubionych albumów Weeknd uplasował się na razie na miejscu 17.
Mój zachwyt nad albumem ma jednak tendencję malejącą. Utwór Starboy niestety szybko mi się nudzi, podobnie jak reszta albumu…
Pewnie nieco spadnie w dół, ale na pewno w Top 50 płyt 2016 będzie dla niego miejsce 🙂
Polecam wpis http://muzycznyarcheolog.blog.pl/?p=822
LikeLike
Ja w dalszym ciągu trzymam się tego, że to płyta chybiona. Szkoda mi go, ale nic na to nie poradzę 🙂
LikeLike