Podążając muzyczną ścieżką, na którą przedwcześnie wpadłem w tym tygodniu, grzebię w soulowo-jazzowych klimatach. Główny bohater tej historii, 23-letni Ziek McCarter, to frontman grupy Con Brio, której debiutancki album „Paradise” ukazał się w tym roku. Con Brio, 7-osobowy kolektyw, jest świetnym przykładem na to, w jak spójny sposób muzyka potrafi połączyć oddalone od siebie pokolenia i różne wrażliwości. Jazz, funk, psychodelliczny soul stanowią na „Paradise” wspólny mianownik dla odległych muzycznych gustów. A jednocześnie, platformę dla zaangażowanych wyznań wokalisty, którego młode życie naznaczone zostało rodzinną tragedią po tym, jak jego ojca, wojskowego weterana, zastrzeliła teksańska policja. Nie ma tu jednak złości, ani żalu, ani usilnej potrzeby rozliczenia się z przeszłością, czy też wreszcie domagania się jakiegokolwiek zadośćuczynienia. Dlaczego? Podobno, dzień przed nagraniem płyty, wokaliście przyśnił się ojciec. Obudziwszy sie z tego, jak sam twierdzi „najbardziej duchowego doświadczenia w życiu”, całościowy koncept płyty miał już w głowie. „Paradise” to więc w pewnym sensie manifest kogoś, kto z przeszłością już się pogodził, i kto chciałby to wyzwalające uczucie zaszczepić w sercach innych. Całkiem sporo, jak na 23-latka. Te pozytywne emocje czuć w każdej niemal piosence i to pomimo wachlarza niezbyt wesołych tematów, od nierówności rasowej, przez społeczne podziały, po osobiste zmagania z samotnym życiem w wielkim mieście. Każdy z nich możnaby potraktować idąc na łatwiznę i popadając w sztampowe samoużalanie. Wzieść się ponad to, odnaleźć światło w ciemności i podzielić się nim z innymi, to już zupełnie inna sprawa. A że przy okazji nie odkrywa się muzycznej Ameryki? Być może nie tego muzyczna Ameryka w tej chwili potrzebuje.
0 comments on “[Muzyka] Con Brio „Paradise””