Czas przychodzi na takie piosenki, kiedy liście zaczynają gnić na chodnikach. Jesienny dół, jesienna deprecha. Oszczędne dźwięki, bo w obliczu absolutu nie ma sensu się wysilać. A poza tym, z taką nazwą zespołu trudno zostać autorem hitu minionego lata. Nic więc dziwnego, że to jesień zawsze rodzi tego rodzaju potworki. Wyżęte przez czyjś emocjonalny magiel, poharatane kroplami ostrego jak sople deszczu. Duński duet Cancer promuje w ten sposób swój debiutancki album, „Totem”, który ukaże się na początku przyszłego roku. „Za każdym razem, kiedy się budzę, umieram jeszcze raz”. Soniczny turpizm z kopią Anohni na wokalu, natrętne wibrato, które wywołuje niepokój o autentyczność muzycznego przekazu. Ale jednocześnie, no właśnie, rozemocjonowany wariograf drga obłędnie przy każdym załamaniu głosu. Takie piosenki nie mogą istnieć poza tym jesienno-mrocznym kontekstem, ale ujęte w jego nawias stają się ścieżką dźwiękową nieuchronnego.
Świetne nagranie. Muszę w takim razie pamiętać, że płytę wydają w 2017, choć boję się, że w nawale różnych innych cd zapomnę (przypomnij o nich na blogu jak już będzie :D). Bardzo intryguje tytuł tej piosenki.
Nowa recenzja na http://the-rockferry.blog.onet.pl
LikeLike
Premiera 27go stycznia. Spoko, nie ma sprawy. Myślę, że coś jeszcze na ich temat pojawi się tutaj przy okazji wydania albumu 🙂
LikeLike
http://thelittlemonster93.blog.pl/ U mnie drugi raz notka i znowu o Christinie , od razu się przgotuj , bo cię nominuje 😉 PS Może być inny artysta
LikeLike