Ten monumentalny utwór być może oscyluje zbyt blisko dotychczasowych dokonań Johna Newmana, jednak ma w sobie wystarczająco dużo energii, żeby cieszyć się kilkurazowym odsłuchem. Podniosły nastrój, intensywna melodia ocierająca się o rozemocjonowaną histerię rodem z “Love Me Again” to te typowe elementy popowego hymnu, które zdradzają apetyt na jednorazowy przebój lata. “Surrender” bardziej mnie bawi, niż fascynuje, a przy okazji przywodzi na myśl obraz rozgrzanego leżaka przy basenie i kolorowego drinka z palemką. Nic więcej nie potrzeba, żeby się na chwilę rozmarzyć i zapałać tęsknotą za beztroskim urlopem. Takie muzyczne klimaty nie wymagają ekscytacji, egzaltacji, popadania w zachwyt. Wystarczy rytm i niewymagający skupienia tekst. Dźwięk wpada jednym uchem, drugim wypada, refleksja jest zerowa, emocje powierzchowne. Ale też nikt nie obiecywał niczego więcej.
Trochę nie moje klimaty, ale da się tego słuchać.
Nowa recenzja: blink-182 ,,California” http://www.Music-Rocket.blogspot.com
LikeLike