“Miałem dość bycia porażką ze złamanym sercem”, mówi Elias na temat swojej najnowszej piosenki, “Makin’ Me Happy”. Pochodzący z podwójnego singla utwór to uczta dla wszystkich, którzy pamiętają jego niezwykłą debiutancką EPkę, “Warcry”. Elias, dwudziestolatek obdarzony zapadającym w pamięć wokalem, w genialny sposób rozprawia się z emocjonalnym dołem, przekuwając swoje doświadczenie w soulową jazdę bez trzymanki, w rozdzierającą szaty klaustrofobiczną balladę. Ale czy na pewno? Po kilku zdecydowanie smutnych taktach utwór nabiera nieoczekiwanego tempa, przeciwstawiając gorzki tekst gwałtownej zmianie rytmu, której nie powstydziłby się nawet pamiętny duet Marka Ronsona z Amy Winehouse. Elias ma szczęście do dobrych producentów, z którymi pracuje właśnie nad wydaniem debiutanckiego albumu, planowanego na jesień. “Makin’ Me Happy” to kombinacja jego unikalnego wokalnego talentu, z wciąż popularnym brzmieniem quasi-retro, który w rezultacie skutkuje czymś na kształt tematu do następnego filmu o Bondzie. Polecam do natychmiastowego odtworzenia. Minimum trzy razy dziennie, ze szklaneczką martini. Wstrząśniętego, nie mieszanego.
Początek najbardziej mi się podoba. Momentami nawet jego głos skojarzył mi się z Woodkidem.
Nowa recenzja na http://the-rockferry.blog.onet.pl/
LikeLike
Mnie chyba najbardziej ten moment, kiedy to wszystko tak nagle przyspiesza 🙂
LikeLike