Z Beyonce pożegnałem się bez żalu gdzieś pomiędzy płytą „B’Day” z 2006 roku, a jej imiennym albumem z roku 2013. Żadne z jej dokonań w ciągu ostatnich dziesięciu lat nie zrobiło na mnie wielkiego wrażenia. Wszystkie wydawały mi się mniej lub bardziej plastikowe i, przede wszystkim, oderwane od rzeczywistości. Szkoda jednak, że potrzeba było ciągu życiowych, osobistych rozczarowań, aby ten wielki talent zrozumiał, jak bardzo marnował się nagrywając nadęte kawałki i żyjąc w cieniu męża-megalomaniaka.
„Lemonade” to gorzka pigułka do przełknięcia dla kogoś takiego, jak Jay-Z. Emocjonalny rzyg brudnymi słowami prosto w jego twarz. Wielkie oczyszczenie z syfu, którym stało się małżeństwo tej uwielbianej przez tabloidy pary.
Wszystko to jednak nie miałoby wielkiego sensu i żadnej wartości, gdyby nie muzyka, która na tej płycie pulsuje długo tłamszoną szczerością. Od rocka, przez country, po mroczny future soul, pozornie niepasujące do siebie style składają się w jedną, bolesną historię. „Co robisz, mój drogi?” „Nie poślubiłeś jakiejś przeciętnej suki, chłopcze.” „Co jest gorsze: bycie zazdrosną, czy szaloną? Wybieram szaleństwo.” Słowa brutalnie haratają idealny wizerunek kolorowych, cukierkowych fotografii, których klisze spokojnie można już teraz wrzucić w ogień i zaciągnąć się ich dymem. Tak smakuje czyjeś nieszczęście wyprute z kolorowych barw i wybebeszone na pokaz całemu światu.
Nie czuć jednak w tym zabiegu pospolitego ekshibicjonizmu. Wystarczy raz posłuchać całkowicie zdartego wokalu Beyonce w utworze „Sandcastles”, aby jej uwierzyć. To śpiew złamanego serca, smutna świadomość cudem unikniętego końca, rzut okiem z nadzieją w przyszłość („Forward”) i odzyskanie zgnębionej artystycznej wolności (genialne „Freedom”). Dla takich płyt warto żyć muzyką, warto na nie czekać i czasami ponownie spotkać się z kimś, kto z bólem otwiera się na nowo. Mam tylko nadzieję, że ta świeżo odzyskana szczerość pozostanie z Bey na długo.
O Beyonce wszyscy się wypowiadają w samych superlatywach – czas więc chyba sprawdzić ten krążek. Mam wrażenie jednak, że Bee – podobnie jak np. JT – nie wróci już do klubowych bangerów, jak “Crazy In Love” czy “Run The World (Girls)”, chociaż w sumie “Formation” ma ku temu zadatki…
Zapraszam na poprawione głosowanie do notowania #1 – http://this-is-the-chart.blogspot.com/ 🙂
LikeLike
“„Lemonade” to gorzka pigułka do przełknięcia dla kogoś takiego, jak Jay-Z.” – i to jest to, czego nie rozumiem. Chcąc faktycznie zrobić mu na złość i pokazać, że jest gotowa zerwać się z jego “łańcucha” mogła wydać ten album w każdym innym serwisie streamingowym. Ale nie Tidalu, który przecież do niego należy. wszyscy Beyonce współczują a ona siedzi teraz z Jayem i kasę liczą.
Nowy wpis na http://the-rockferry.blog.onet.pl
LikeLike
Hm, no nie ma sensu udawać, że muzyka to nie biznes. Nie ma dla mnie znaczenia, kto i ile na tej płycie zarobi, ważniejszy jest dla mnie fakt, że “Lemonade” to po prostu bardzo dobry album. Nie mam pojęcia, jaki kontrakt Beyonce ma z Tidalem, ale gwoli ścisłości, płyta jest również dostępna w iTunes, więc zakładam, że także w Apple Music.
LikeLike
Nie lubię Bey, ale ten album jest spoko. U mnie także pojawiła się jego recenzja. Zapraszam 😉
http://www.Rebelle-K.blog.pl
LikeLike
Ludzie! Co wy wszyscy oszaleliście z tym albumem? 😀
Już na kilku blogach widziałam pozytywną recenzję tej płyty, więc może się skuszę, choć Beyonce nie znoszę. Choćby wykarmiła całą Etiopię czy odkryła lek na AIDS, dalej będę jej bardzo, bardzo nie lubić. Kojarzy mi się tylko z głupotą, zmanierowaniem, wulgarnością i szastaniem kasą. A i w tym jej głosie nigdy nic wybitnego nie było. Nie czaję jej fenomenu nijak.
Zapraszam przy okazji serdecznie na nowy wpis. 🙂
LikeLike
Nikt nie powiedział, że ona jest fenomenalna. Po prostu nagrała dobrą płytę. Tak ciężko w to uwierzyć? 😛 😉
LikeLike
Wszyscy tak chwalą, a ja nawet nie wiem czy wezmę się za ten album. Może w dalekiej przyszłości.
Zapraszam na nową recenzję (Lorde – Team), która właśnie ukazała się na http://namuzowani.blog.onet.pl
LikeLike
Muzyka Beyonce nie należy do moich klimatów, ale wkurza mnie wszechobecność tej artystki, na bilboardach, na mojej tablicy na FB, w sklepach, nawet w niedzielę wzięłam do ręki szklankę, a na niej była jej podobizna. Czekałam, aż to się skończy i BACH!, nowy album. Takie coś tylko mnie zniechęca do przesłuchania.
U mnie nowa notka, zapraszam i pozdrawiam. 🙂
LikeLike
Ja tam Beyonce bronić nie zamierzam. W ciągu ostatnich dziesięciu lat spodobał mi się tylko jeden (słownie: jeden) jej album i to tyle w tym temacie. Problem mam tylko z tym, że jeżeli chce się komentować muzykę, to trzeba jej (dla niektórych – niestety) słuchać. A wymówka z wizerunkiem wokalistki na jakiejś tam szklance, aczkolwiek zabawna, jakoś mnie nie przekonuje 😉
LikeLike
Zapraszam na mojego bloga, na którym będę pisać teksty piosenek 🙂 lyricsismyhand.blogspot.com
LikeLike