O Laurel wspominałem już dwukrotnie. Ostatni raz widzieliśmy się w październiku przy okazji jej współpracy z Shadow Childem i Benem Pearcem. Wcześniej, w czerwcu, zakochałem się w jej solowej piosence, “I Forget”. Odnoszę wrażenie, ze od tamtego czasu jej wokal nabrał jeszcze barwniejszego kolorytu, jakiejś szlachetnej chrypki i smutku. “Life Worth Living”, oparte na gitarowym motywie, powoli przeradza się w pełne nostalgii wyznanie, wcale nie lekkie, wywołujące dreszcz emocji, ale jednocześnie szczere, z sercem na dłoni i wielką wrażliwością w głosie. Obserwując jej rozwój można dojść do wniosku, że Laurel jest już gotowa na pełnowymiarowy debiut, niestety jej internetowe źródła w dalszym ciągu milczą na ten temat. Póki co, pozostaje nam więc cieszyć się tym, co mamy – niezwykłą dawką przepełnionych uczuciami dźwięków, muzyką dla zszarganej przeciwnościami duszy, dotykającą końcówek nerwów refleksją.
Wow, piękny głos. Brzmi jak połączenie Klary Sodorberg z Florence Welch *.* Oj, będę słuchać.
Zapraszam na nowy wpis na NAMUZOWANI.blog.onet.pl
LikeLike
Dzięki Tobie zapoznałam się z jej dwoma EPkami. Na pierwszy “rzut ucha” muzyka przyjemna, ale z czasem zaczyna mnie nudzić. “Life Worth Living” na razie brzmi dobrze. 😉
Pozdrawiam.
LikeLike