Kolejna 19-latka, Aurora Aksnes z Norwegii, wydała dzisiaj swoją debiutancką płytę. Jej najpopularniejszym, jak do tej pory, utworem jest najprawdopodobniej “Running With The Wolves”, który pojawił się w radiach w zeszłym roku. Emocjonalny, przerysowany synthpop z manierą rodem z musicalu niekoniecznie jest tym, za czym szczególnie przepadam. Jednak image wzorowany na Sii i jej charakterystyczny styl kompozytorski nie zniechęciły mnie skutecznie do sięgnięcia po ten album.
Aurora ma silny i czysty wokal, chociaż nie zaskakujący barwą i pozbawiony interesującej faktury. Nie zapadający w pamięć głos to zdecydowanie problem w przypadku tej płyty. Tak, jak i dosyć sztampowe aranżacje, wpasowujące się w obecnie popularny schemat, w którym króluje, jakże by inaczej, Sia. To uczucie nie obcowania z niczym wyjątkowym pojawia się dosyć wcześnie, już przy otwierających album “Runaway” i “Conqueror”. Uwagę na chwilę przykuwa wspomniane wcześniej “Running With The Wolves”, tylko po to, aby szybko roztrzaskać się o banał przy dwóch kolejnych utworach, “Lucky” i “Winter Bird”. “I Went Too Far” to taneczny pop z wpadającym w ucho refrenem, który sprawia, że nadzieja na chwilę wyłania się z niebytu. Niepotrzebnie.
Reszta płyty to bardziej lub mniej udane próby przykucia uwagi słuchacza. A to żywszym rytmem (“Warrior”), a to quasi-orientalnym motywem (“Murder Song”), tylko po to, aby po chwili popaść w dobrze nam znane, rozczarowujące koleiny.
Paradoksalnie, na tle tych wątłych prób ratowania albumu, na pierwszy plan wysuwa się utwór najspokojniejszy i najmniej przekombinowany. “Through The Eyes Of A Child” to stonowane i oszczędne, bardzo intymne granie. Utwór, który aż chce się odtworzyć ponownie, zanurzyć się w jego krystalicznie czystych barwach, niezmąconych nadmiarem.
“All My Demons…” to nieco męczące, przeładowane dźwiękiem doświadczenie. Można odnieść wrażenie, że Aurora próbowała pomieścić na tej płycie wszystkie swoje twarze i odsłony. Niestety, skutek tego zabiegu okazał się raczej odwrotny od zamierzonego. Nic straconego. Aurora ma jeszcze sporo czasu na to, aby odnaleźć swój prawdziwy głos i obrać sensowny kierunek. A jak wypada na żywo, przekonam się już za dwa tygodnie.
Skoro wyszło pomieszanie z poplątaniem, to nie będę się zabierać za tę płytę.
Zapraszam serdecznie na nowy wpis. 🙂
http://to-tylko-muzyka.blog.pl/
LikeLike
Ciekawiła mnie ta płyta i z pewnością po nią sięgnę, jak tylko wrócę do akademika i swojego laptopa, bo komputer mojego brata ma popsute głośniki 😦
dwie nowe recenzje na http://www.the-rockferry.blog.onet.pl
LikeLike
Jestem bardzo ciekaw Twojego zdania na jej temat 🙂
LikeLike
Płyta przesłuchana i trochę się rozczarowałem…
Zresztą zapraszam do mnie, recenzja już wisi na blogu 🙂
Tak w skrócie napiszę: album przyzwoity, ale bez przytupu niestety
LikeLike
Ta pierwsza nutka bardzo mi się spodobała, szczególnie chyba dlatego ze ma taki piękny głos ta lala. Trochę taki bajkowy z doliny Muminków. Ale za to ale za to nie mogę się na nią patrzęc tak bardzo mi się kojarzy z teledyskami tej tamtej wiesz której, tej tego na tamtym 🙂 Nie wiem jak się odmienia Sia i nie chce mi się w google wklepywać 😀
Druga kościelna. Murder po prostu…
LikeLike