Beldina, szwedzka wokalistka pochodząca z Kenii gra porządny, uczciwy soul. Nie ma tu trapowej ściemy, brzmieniowych eksperymentów, wokalnych zawijasów. Nikt nikogo nie wkręca w złudne obietnice przełomowych muzycznych doznań. Jest czysto i świeżo, a przede wszystkim szczerze. Proste dźwięki, normalna melodia, która trafia w ucho oraz zgrabnie rozrysowany, relaksujący klimat. Dlaczego o tym piszę? Ponieważ ostatnio wszystko w tak zwanym future soulu wydaje się przekombinowane. A także dlatego, że w natłoku tylu podobnych do siebie piosenek, powrót do korzeni wydaje się rewolucją. Być może powoli przejada nam się trap, pitch shift i wszystko z przedrostkiem “neo”, czy “future”. Zbudować coś oryginalnego z ograniczonego zasobu instrumentów wymaga dużego samozaparcia i cierpliwości. Niestety odnieść można wrażenie, że większość wykonawców w tym gatunku idzie po prostu na łatwiznę, stawiając na “modne” brzmienie. Klasyka coraz częściej króluje na mojej prywatnej plejliście, a fakt, że 2016 będzie również rokiem powrotu TLC wydaje mi się przyjemnie kojący. Dlatego stawiam na Beldinę, na prostotę i urokliwość jej dźwięków oraz na przewagę muzycznej inteligencji nad wtórną “tępotą” bezrefleksyjnego naśladownictwa.
Jak dla mnie melodia trochę przekombinowana, ale wokalu słucha się przyjemnie.
LikeLike
Żeby mnie porwało, musiałabym chyba wiedzieć o czym śpiewa 😀 ale wiesz, ten utwór to takie miejsce, gdzie nasze gusta się rozjeżdżają 😀
Ciekawe czy do 8 dosłucham się jakiegoś rockowego pier*olnięcia 😀 😀
LikeLike
I jeszcze chciałam dodać, że okropny ma ten kostium 😀 u gustach się nie dyskutuje, eh.. ale musiałam 😀 😀
LikeLike