Jack Garratt, człowiek-orkiestra, robi na mnie wrażenie za każdym razem. Laureat plebiscytu BBC “Sound of 2016” wydał wczoraj swój debiutancki album, zatytułowany “Phase”. Jack wyznaje swoje credo już w pierwszym utworze. “Najpierw otworzę twój umysł”, zapowiada przy akompaniamencie atakujących znienacka dźwięków. I taka jest też jego płyta. Zdając sobie sprawę, jak ulotna jest uwaga muzycznych słuchaczy, Jack robi wszystko, aby zaskoczyć, zaciekawić, zatrzymać na chwilę dłużej.
Ten element niespodzianki obecny jest w praktycznie każdej piosence na jego debiucie. Raz jest to kotłujące się electro, czy dubstep (“Breathe Life”, “Fire”), innym razem przefiltrowany fortepian rodem ze starego, niemego filmu (“Far Cry”). Z kolei “Weathered” czaruje niezwykłą lirycznością i piękną soulową melodią, która na tle gospelowych chorów wypada wzruszająco.
Soulowych momentów, niezależnie od aranżacji, jest zresztą na tej eklektycznej płycie więcej. Najlepszym przykładem są, znane już z wcześniejszych EPek, “Worry”, z rockowym refrenem, czy “The Love You’re Given”, ujmujące klasycznym rhythm & bluesowym rytmem, stanowiącym tło do bardziej eksperymentalnych wycieczek w elektroniczne brzmienia. Z nieznanych wcześniej utworów, wielkie wrażenie wywołuje również “Surprise Yourself”, kończące się chóralnym, power-balladowym śpiewem. A także, wieńczące podstawową wersję albumu “My House Is Your Home”, wyciszone, zaaranżowane tylko na fortepian, ale też naładowane gęstą, skondensowaną emocją.
Wersja Deluxe zawiera siedem dodatkowych utworów w tym premierowe “Falling” oraz dobrze już znane “Water”. Tak jak ktoś napisał w Internecie, 19 piosenek od tego wykonawcy to świetny interes. Być może jest jeszcze trochę za wcześnie, aby obwieszczać “Phase” debiutem roku, jednak album ten zdecydowanie zasługuje na uwagę. Jego stylistyczna różnorodność , ale też, paradoksalnie, artystyczna spójność, godne są wielkiego podziwu.
Nie znam tego pana, ale przesłuchałam te piosenki, które umieściłeś tutaj. Nawet nawet. Recenzja oczywiście super 😀
Pozdrawiam.
U mnie pojawiła się nowa notka. Zapraszam.
http://www.Rebelle-K.blog.pl
LikeLike
Dzięki! 🙂
LikeLike
Słuchałam raz i dla mnie to taka płyta, gdzie Jack jeszcze nie wie, dla kogo chce nagrywać- czy dla nowych fanów The Weeknd czy dla “underground’u”.
Nowa recenzja na http://the-rockferry.blog.onet.pl
LikeLike
Widzisz, to do czego masz największe zastrzeżenia, mnie się na tej płycie podoba najbardziej 😉
LikeLike
Przesłuchałam kilka piosenek i są takie do przejścia. Jednak wydaje mi się, że już to gdzieś wszystko słyszałam. Taki wokalnie ni to The Weeknd, nie to Vance Joy… Jakoś mało ciekawe. 🙂 Coś tu z Lo-Fanga też słyszę…
Zapraszam serdecznie na nowy wpis. 🙂
LikeLike
Myślę, że jemu trzeba dać większą szansę, niż jedno przesłuchanie, czy kilka piosenek 🙂 A wokalnie też nie wiem, tych porównań do The Weeknd to ja tam za bardzo nie widzę 🙂 Czekam jeszcze na kilka innych debiutów w tym roku, więc może jeszcze zmienię zdanie 😉
A teraz wybieram się do Ciebie 😀
LikeLike
Przy Worry zrelaxowałam się do końca 🙂 nic więcej mi nie trzeba, zaraz skończh mi się transfer :D, więc kolejny wpis zostawiam na następny muzyczny poranek 🙂
Fajnie wygląda z tą rudą brodą, mojego brata mi przypomina 😀
A refren z rudej też mi przypadł do gustu 😛
LikeLike