Imienna, debiutancka płyta Eski była nominowana do Mercury Prize w 2015 roku. Wygrał lepszy (Benjamin Clementine), jednak jej album też jest wart podobnej uwagi. Pochodząca z Zimbabwe wokalistka, Eska Mtungwazi, założyła wytwórnię płytową i wydała swój debiut na własną rękę. Przekroczywszy czterdziestkę i po latach użyczania swojego głosu w nagraniach sesyjnych, uznała, że przyszedł czas, aby w dalszą drogę udać się solo. Jej dziesięcioutworowe wydawnictwo to bardzo nastrojowe, ale nieoczywiste granie. Soul, który nie zawsze daje się wcisnąć w zwrotkowo-refrenowy schemat. Najbardziej wyluzowany na płycie utwór, “Heroes & Villains”, to spokojne, rozbujane reggae. Luźne, leniwe, sączące się powoli. Nie ma tu wokalnych eksperymentów, ani muzycznych rewelacji. Jest za to bardzo pozytywny klimat, rezonujący brzmieniem przypominającym ostatnią płytę Grace Jones, z którą Eska miała zresztą przyjemność występować. I mimo, że dojrzewanie do debiutu zajęło jej tak wiele czasu, odnalezienie własnego głosu zdecydowanie jest wystarczającą nagrodą.
Ja Sufjana dopiero poznałam podczas słuchania tej płyty więc… 🙂
Boże… Jak na nie trawię reggae. No nikt i nic mnie żadną siłą nie przekona. Jak tylko zobaczyłam to słowo w treści notki, odechciało mi się słuchać.
Zapraszam na nową recenzję. 🙂
LikeLike
Nienawidzę tylko rapu i reggae. Reszta jest ok.
LikeLike
Przekroczyła czterdziestkę i postanowiła zostać avatarem 😀
Cieszę się, że się odnalazła i w ogóle, lecę dalej 😛
LikeLike