Benjamin Clementine, laureat zeszłorocznej Mercury Prize, nagrał płytę totalną. Wypatrzony przez muzycznych producentów w paryskim metrze, po trzech latach tułania się od hostelu do hostelu, dostał od losu niepowtarzalną szansę. Genialne melodie, fortepianowa wirtuozeria i niesztampowe podejście do piosenkowej narracji, bardziej przypominające strumień świadomości, niż klasyczne teksty, to elementy wyróżniające jego twórczość. „At Least For Now” słucha się z opadniętą szczęką i lekkim wstrząsem mózgu. Słowa, frazy, piętrzą się jedne na drugich, jak fale, z łoskotem opadając przy akompaniamencie próbującej za nimi nadążyć muzyki. Fortepian, smyczki, bębny, wszystko wiruje, jak płatki w śnieżnej zamieci, w tym tańcu-walcu, z którego nie sposób się wyrwać. Nie sposób się wyswobodzić z ramion szaleństwa, którego świadkami i uczestnikami stajemy się mimowolnie. To, że brakuje na tej płycie jakiegokolwiek punktu odniesienia, że całość jest jedną wielką muzyczną aberracją, to chyba najistotniejszy element tego doświadczenia. Podróży, w którą Benjamin zabiera nas bez pytania. Niczym zwariowana wersja Morfeusza z “Matrixa”, który na siłę wpycha nam w gardło czerwoną pigułkę. Albo królik-mutant z nieistniejącej edycji “Alicji w Krainie Czarów”. Trudno chyba o lepszy komplement.
I jeszcze mały bonus dla wkręconych 😉
Czy tylko ja mam wrażenie, że ostatnio zrobił się wysyp czarnoskórych artystów? :O
Jednak to dobrze, bo tworzą bardzo fajną muzykę xD
Ciekawy post! 🙂
Ten kawałek Nemesis jest świetny!
mlwdragon.blogspot.com
LikeLike
Następna osoba o której słyszałam, choć nie kojarzę muzyki. Dzięki założeniu bloga poznałam już ze 20 obcych mi wcześniej artystów, więc nie zaszkodzi poznawać dalej. 😉
Przy okazji zapraszam na nowy wpis.
LikeLike
Moja płyta 2015 roku ❤
Benjamin potrafi wywołać niesamowite emocje.Uwielbiam jego poetyckie teksty. Mało jest artystów, które takie potrafią pisać. Idealnie mi się słucha tej płyty podczas moich spacerów w takim jednym miejscu w Poznaniu.
Nowa recenzja na http://the-rockferry.blog.onet.pl/
LikeLike
Ale zarąbiste! Wkręciłam się jak szalona 😀 w ogóle ta muzyka wycisnęła mnie jak cytrynę i nawet teledysk zrozumiałam… jejku zakochałam się, naprawdę 😀
Druga spokojniejsza, ale ta pierwsza….
Eh 🙂
Ham ham 😀
LikeLike