Debiutancki album tego Australijczyka ukazał się w jego ojczyźnie miesiąc temu, poczas gdy na europejską premierę całego krążka, zatytułowanego “Thirty One”, przyjdzie nam czekać do stycznia przyszłego roku. Do tego czasu możemy się cieszyć pięcioutworową EPką, na której Jarryd James prezentuje swoje możliwości. Jest spokojnie, soulowo, chwilami ociera się o to brzmienia, którymi czarował nas Jamie Woon kilka lat temu na swojej pierwszej płycie. To co wyróżnia Jarryda to melancholijny wokal, rytmicznie rozbujany wrażliwymi melodiami. Emocje, pozornie trzymane na wodzy, rozlewają się w refrenach tworząc klimatyczny obraz rozpisany poruszającymi tekstami. Ta emocjonalna układanka znajduje wyraz w różnorodności instrumentów, wymykając się oczywistemu zaklasyfikowaniu muzyki Jarryda do czystego soulu. Bo usłyszeć tu można i lekko psychodeliczne gitary, i harfę, i nieśmiało wkradające się od czasu do czasu elementy elektroniki. Bardzo udany debiut.
Jakie uczucia wzbudziły w Tobie te piosenki? Podziel się swoimi emocjami w komentarzach poniżej.
Pierwsza mnie po prostu uspała. Sprawiła, że ziewnęłam niewiarygodną ilość razy, ale spodobała mi sie tak, że pewnie jeszcze nie raz jej posłucham.
Druga ma klimacik i naprawde stanowi duzą konkurencje w kategori “Kolysanka” ja tu komentowac chce a powieki mi ważą kilogram 🙂
Ale piękne., wrócę do nich jeszcze.
Dzięki za taki diamencik, rdzynek, smaczek 😀
Odpłynęłam myślami do innego świata…
LikeLike
Mnie też ta druga bardziej. Kilka dni temu słuchałem jej w kółko w drodze z pracy 🙂
LikeLike