Zamknąć oczy i odlecieć. Dawno już nie słyszałem tak dobrego, tak pożądnego soulu. Spokojnie, ciepło, delikatnie. Głęboko zainspirowany latami 90-tymi, które powoli chyba wreszcie wracają, tymi klimatami spod znaku Lisy Stansfield, czy pierwszych płyt Brandy. Nic tylko otworzyć butelkę czerwonego wina, rozciągnąć się na kanapie i zanurzyć w tęsknocie za czasami, kiedy piosenki miały melodię. Taka lajtowa sobota, pełen relaks po męczącym tygodniu, świece zamiast prądu i leniwy, powolny oddech. Stres odpływa, znika napięcie. W środku robi się ciepło i przyjemnie. I można w tej ciszy siedzieć godzinami, nie robić nic, nie pozwalać sobie na więcej, niż aksamitny szept, stłumioną percepcję, grę cieni i dźwięków. Taki relaksujący masaż duszy, muzyczne spa, muzykoterapia. Czasami muzyka potrafi być właśnie tak piękna.
No tak, wrzuciłeś a ja nie miałam nawet chwilki żeby zajrzeć (co nie znaczy, że nie myślałam o tym)
Muzyczka świetna, luźna, przyjemna, w sam raz na dziś.:)
Ja to zawsze trafię nastrojem w Twojego bloga, mistrza jestem 😛
Albo Ty.. zależy jak na to patrzeć 🙂
LikeLike
Piszesz opowiadania?
Czy ja coś źle zrozumiałam?
🙂
LikeLike
Zdarza mi się 🙂
Ale są bardzo krótkie i w ogóle, nie takie fajne, jak Twoja historia 🙂
LikeLike
Wyślij na mail, ten z tego komentarza.
Nie przyjmuję odmowy 🙂 !!
LikeLike