Thank God It’s Friday, czyli dzięki Bogu już piątek. Ten cykl będzie sentymentalny. Piosenki odkurzone, nienajnowsze, ale energiczne i wprawiające w pozytywny, weekendowy nastrój. Zaczynamy od Alanis Morissette. Jej piosenka cofa mnie do roku 2008. Dublin. Pada i wieje. Niby normalka, ale po kilku latach takiej pogody każdemu może siąść psychika. Wracam do domu przemoczony. Otwieram piwo lub wino, aż tak dokładnie nie pamiętam. Pewnie mam doła, ten rok do najlepszych nie należał. Przeglądam blogi, szukam nowej muzyki, pociągam łyka za łykiem. Tak wyglądają moje weekendy. W milczeniu, zatopiony w dźwiękach, aż po ciemność, lub pomroczność, a najpewniej i jedno, i drugie. Czytam wpisy przyjaciół zostawionych w Polsce, podnieconych tym właśnie albumem Alanis, powrotem do formy. Robi mi się cieplej. Myślę o Tobie, chociaż jeszcze wtedy dla mnie nie istniejesz. I uśmiecham się znowu. Bez powodu.
Podoba mi się dzisiejszy tekst.
Przeczytałam go nawet dwa razy 🙂
Muzyczka, no do myślenia dobra.
Nawet mi się zebrało na rozkminy..
LikeLike
Kto by pomyślał, że taki mały szczegół historii, może Cie tak długo cieszyć 🙂 hah 🙂
LikeLike
Nie! 🙂
To nie ten schemat 🙂
LikeLike
Nie jestem wielką fanką Alanis. Nie przepadam za jej przebojem “Ironic”. Wstawiona przez ciebie piosenka jest przyjemniejsza.
Nowa recenzja na http://The-Rockferry.blog.onet.pl
LikeLike
Hej na http://www.listamegaprzebojowalicia.bloog.pl jest nowe notowanie serdecznie zapraszam do głosowania niestety nie znam nikogo takiego 😦
LikeLike