Bardzo lubię Marinę Diamandis, zawsze doceniałem jej popową inność, jednak jej najnowsza płyta, “Froot”, jest dla mnie wielkim zaskoczeniem. Mając wciąż w pamięci bardzo dobrą „Electrę Heart” nie spodziewałem się aż tak banalnego, nudnego i mało wyrazistego albumu. A tymczasem takie rozczarowanie. Wstaję, robię kawę, wchodzę na iTunes, ściągam „Froot”. Taka tam, poranna muzyczna higiena. Pierwszy utwór nazywa się „Happy”. To tak na dobry początek dnia, myślę sobie. Niestety, zapominam o tej piosence już w momencie kiedy się kończy. Z notatek, które robię sobie na boku wyziera jedno, przesądzające o wszystkim słowo. Nuda. Dominuje płaskie, pop-rockowe brzmienie z zamierzchłych czasów. Od czasu do czasu pojawi się odrobina bardziej rytmicznych dźwięków, jednak sprawiają one wrażenie wymuszonych, desperacko próbujących ożywić tę, no cóż, nudną płytę. Tytułowy „Froot”, z wysokimi falsetami przypominającymi Kate Bush, to pozbawiona wyrazu elektronika. Potem mamy singlowe „I’m a Ruin”, a zaraz po nim ciąg męczących ni-to-ballad, utrzymanych w średnim tempie prostych piosenek z prostymi tekstami. Żaden utwór nie wytrzymuje porównań z „Homewrecker”, „Primadonną”, czy „How To Be a Heartbreaker”. Uwagę przykuwają dopiero dwie ostatnie piosenki – „Savages” i „Immortal”. „Savages” brzmi jak stara dobra Marina sprzed lat, a „Immortal” to jedyny utwór, który tak naprawdę broni honoru tej płyty. Chociaż, uprzedzam z góry, do następcy „Fear and Loathing” dużo mu brakuje. Jest to jednak najlepsza piosenka na tej nie robiącej wielkiego wrażenia płycie. Gdybym miał przyznawać gwiazdki, przyznałbym dwie. Ale nie wiem jeszcze, czy z pięciu, czy z dziesięciu.
Posłuchaj: Savages, Immortal.
Witaj Bartoszu-po-prostu,
Wstąpiłam do Ciebie zainteresowana komentarzem, jaki zostawiłeś na blogu, który i ja czytam. Nie znam tej wokalistki, ale utwór, który tu umieściłeś poruszył moje serce. Dziękuję za przedstawienie mi tego utworu.
Pozdrawiam – Ela
LikeLike
Bardzo mi miło. To ja dziękuję 🙂 Pozdrowienia!
LikeLike
Jakąś nigdy nie byłam fanką Marine ale kilka kawałków może mi wpadło w ucho.
U mnie muzycznomaniaa.blogspot.com nowe notowanie
LikeLike
Ostatnio słuchałam debiutu Mariny i wytrzymałam do połowy. Myślę, że jeszcze kiedyś będę miała podejście do jej twórczości, na razie dam sobie spokój.
Pozdrawiam. 🙂
LikeLike
Heh, a kolega znów mnie wyprzedził 😉 U mnie dzisiaj pojawiła się recenzja FROOT. Moim zdaniem to jej najgorszy album, bo najmniej… jakiś. Poprzednie były zrobione z wyobraźnią.
Pozdrawiam
http://www.the-rockferry.blog.onet.pl
LikeLike
Po dziesięciu sekundach wyłączyłam
Nieeeeeee
LikeLike
Jeszcze nie słuchałam, ale mam zamiar, więc nie wypowiem się na jej temat. Zobaczymy…
LikeLike
Trudno mi ocenić warsztat Mariny, bo znam tylko jeden kawałek. Przesłuchałem kilka innych, ale kompletnie nie wpisały się w moje gusta. Po nową płytę raczej nie sięgnę.
LikeLike
Widzę, że mamy bardzo podobne zdanie na temat tej płyty 🙂 Aż się sami zdziwiliśmy.
http://recenzje-muzyki.blog.onet.pl
LikeLike
No najwyraźniej mamy podobne punkty widzenia. Ta płyta jest po prostu nudna 😉
LikeLike
A ja się nie zgodzę. Marina podkreślała, że była zmęczona Electrą Heart i wykreowaną postacią na jej potrzeby. Podczas gdy poprzednia płyta robiona była z udziałem mnóstwa producentów i innych magików, tę zrobiła sama z tylko jednym producentem. Ta płyta jest bardzo złożona i określanie jej jako nudnej, moim zdaniem nie jest trafne. Jest mniej komercyjna od Electry, prawda. Ze wszystkich piosenek z EH w polskiej telewizji można było zobaczyć teledyski do Radioactive i HTBAH, a to o czymś świadczy. “Froot” jest płytą gdzie całkowicie widać Marinę, każda piosenka jest o czymś. Jest nagrana z zespołem, a nie całkowicie elektroniczna. Tytułowa piosenka jest cudownym odniesieniem do genialnych lat 80. i cała reszta też jest świetna. Nie ma tam kombinacji, dźwięki są proste, z jednej ważnej przyczyny – to teksty w tej płycie są najważniejsze. Przy recenzowaniu płyt powinno się też skupiać na wydarzeniach “okołopłytowych”: obejrzeć lub przeczytać kilka wywiadów, żeby się przekonać co stoi za fasadą “nudnej” płyty. Pozdrawiam 🙂
LikeLike
Dzięki za komentarz, ale mała uwaga. Krytykujesz mój process, ale tak naprawdę nie wiesz, ile wywiadów przeczytałem przed napisaniem tej recenzji, prawda? 🙂 To, że Marina była zmęczona swoim alter ego, to jedna sprawa. Druga, że można nagrać płytę z jednym producentem i stworzyć muzyczne arcydzieło. Żeby nie szukać daleko, patrz “Ray Of Light”, “Jagged Little Pill”, czy “Flavours of Entanglement”. To co wynika z Twojego komentarza, to trochę smutna prawda – Marina odarta ze swojego Electra-Heart’owego makijażu jest nudna i muzycznie ma mało do powiedzenia. Nie używam tego słowa na wynos, jest to moja subiektywna ocena. Ocena osoby, która, jak zaznaczyłem na wstępie recenzji, bardzo Marinę lubi 🙂
LikeLike
Wróciłam jeszcze raz do tego utworu. Przyznaję nie jestem ekspertem muzycznym, recenzji nie czytuję, generalnie jest ze mnie laik w dziedzinie muzyki. Słucham to, co moje serce pokocha, ten utwór jest kompatybilny ze mną i jak to wiadomo SUBIEKTYWNIE patrząc nie rozumiem, jak komukolwiek może się wydać nudny 🙂
A co mi tam jeszcze raz zostawię swoją notkę.
Pozdrawiam – Ela
LikeLike
“Immortal” to mój ulubiony utwór na płycie, dlatego zamieściłem go powyżej. Reszta płyty jest według mnie naprawdę nudna 😉 Pozdrawiam serdecznie, Bartek.
LikeLike
Nic więcej nie słuchałam tylko polecony przez Ciebie utwór 🙂
wierzę Twojej opinii i do reszty nie zajrzę, ten piękny utwór mi wystarczy
Pozdrawiam Cię Bartku – Ela
LikeLike