“Backspace Unwind” to chyba najbardziej przystępny i przyjazny uchu album Lamb od czasu “What Sound” z 2001 roku. Proste, nie połamane rytmy, przejrzyste melodie, dźwięki wręcz taneczne. Innymi słowy: chyba jednak zawód. Albo inaczej: nie tego się zwykle po Lamb spodziewamy. Lou Rhodes gubiąca się w perkusji Andy’ego to przecież niemal wizytówka Lamb. Brak tu też wielkich, majestatycznych dźwięków na miarę „God Bless”, „Góreckiego”, czy „Gabriela”. Jest poprawnie, wręcz grzecznie, szczególnie w pierwszej części płyty. Bardziej „po staremu” robi się w części drugiej. Szczególną uwagę przykuwa tu „Seven Sails” – wyburczany, wybebeszony kawałek muzycznego mięsa. Dla takich momentów warto czekać na nowe płyty Lamb. Szkoda tylko, że jest ich coraz mniej.
Posłuchaj: In Binary, Shines Like This, Seven Sails.
Nie znam zespołu, ale też jakoś mi nie podszedł, nie me gusta..
LikeLike
Mnie się tam podoba,bo lubię wokal Lou.
Ale na wiele lat zapomiałem o tym fajnym duecie.Dzięki,że odświeżyłeś pamięć,zaraz pewnie poszukam “Godbless” na youtubie.
2001 rok?To tyle czasu by minęło?Mam wrażenie jakby to było wczoraj.Wierzyć się nie chce.W takich momentach zazwyczaj załapuję doła.
LikeLike